ICCR i życie w akademiku

Zanim przejdę do innych tematów, chciałam dodać jeszcze coś na temat zasad programu stypendialnego prowadzonego przez ICCR (Indian Council for Cultural Ralations). Informacje oczywiście mogą nie być aktualne, dotyczą jedynie moich własnych doświadczeń. Tutaj natomiast powinny znajdować się bieżące wskazówki dotyczące stypendiów: http://www.iccrindia.net/scholarshipschemes.html. ICCR nie zajmuje się jednak jedynie przyznawaniem dofinansowania dla studentów. To przede wszystkim instytucja, która wspiera życie kulturalne. Organizuje taneczne recitale, koncerty, wystawy malarskie itp. Filmowe relacje z tego typu wydarzeń można obejrzeć dzięki kanałowi prowadzonemu w serwisie Youtube: http://www.youtube.com/user/iccrindelhi. Poniżej kilkuminutowy materiał promocyjny pokazujący, czym i dlaczego zajmuje się ICCR:




Pierwsza ważna informacja to to, iż program nie obejmował zwrotu kosztów przelotu. W przeciwieństwie do programu stypendialnego oferowanego przez Kendriya Hindi Sansthan (http://khsindia.org/index.php?lang=en), z którego korzysta większość wrocławskich studentów indologii, ICCR nie kupuje biletów lotniczych dla swoich polskich stypendystów. Procedura aplikowania w tej instytucji - KHS - jest też prostsza, ale nie ma żadnego wyboru w zakresie kierunku i miejsca studiów. Mimo iż Centralny Instytut Hindi (KHS, ang. CIH) posiada dziewięć ośrodków na terenie całego kraju, stypendia przeznaczone są tylko na naukę w Agrze, a przedmiot studiów to oczywiście język hindi. Co prawda obcokrajowcy mogą podjąć studia także w innych miejscach, jednak muszą sami je sobie sfinansować lub skorzystać z innego stypendium, na przykład proponowanego przez ICCR. Poniżej film upamiętniający Złoty Jubileusz KHS (niestety narracja tylko w hindi): 



Wracając jednak do stypendiów ICCRu, pokrywa ono koszt czesnego i wszelkich opłat uniwersyteckich. Raz na semestr studenci otrzymują też parę tysięcy rupii na książki, a w każdym miesiącu przelewane jest na konto kieszonkowe - chyba 4500 Rs. - z czego po opłaceniu stołówki w akademiku (2300 Rs. za miesiąc) zostaje ponad 2 000 na własne wydatki. Na każdym piętrze znajduje się mała wspólna kuchnia z lodówką, mikrofalówką, zlewem, czajnikiem elektrycznym i  jednopalnikową kuchenką, więc na upartego można kupić garnek i samemu sobie gotować. Niestety opłata za jedzenie w stołówce jest obowiązkowa. Dodatkowo ICCR płaci za akademik lub - gdy ktoś zdecyduje się na zamieszkanie na zewnątrz - przekazuje pieniądze na wynajem w postaci ryczałtu wynoszącego  ok. 5 000 Rs. Ta kwota starcza na wynajęcie bardzo małego prostego pokoju lub złożenie się ze znajomymi na mieszkanie. W tym drugim przypadku trzeba jednak raczej jeszcze coś od siebie dołożyć. Wszystko zależy od dzielnicy i standardu. 

Szczerze mówiąc uważam w tej chwili, że to drugie  rozwiązanie jest najlepsze. Nawet, jeśli jest się zmuszonym dojeżdżać na uczelnię 40 minut metrem każdego dnia. Z drugiej strony w okolicy jest wiele osiedli mieszkaniowych, które wewnątrz wyglądają całkiem przyzwoicie. Poniżej zdjęcie z osiedla Vasant Kunj, gdzie mieszkają nasi znajomi. To co prawda południowa część miasta, z której bliżej jest do Południowego Kampusu, ale dla chcącego nic trudnego. Metro w Delhi jest szybkie i niedrogie, szczególnie, gdy wykupi się kartę. Wtedy nie trzeba za każdym razem stać w kolejce do kasy, a przejazdy są tańsze. W każdym razie w okolicach Północnego Kampusu też można znaleźć osiedla podobne do tego na zdjęciu.  

Fot. Shilpa Sharma. Źródło: http://www.sodelhi.com//images/jreviews/1261_so-delhi-vasant-kunj2-1362045069.jpg


Jednak jak już wspominałam w poprzednich postach, życie w akademiku ma swoje dobre strony. W cenie jest wifi (dość słabe), stara siłownia, klimatyzowana czytelnia, mała biblioteczka - również z filmami na płytach DVD - uroczyste obchody świąt, darmowy autobus do naszego kampusu i towarzystwo studentek z całego świata, głównie z Azji (Kazachstan, Tadżykistan, Gruzja, Afganistan, Iran, Korea, Wietnam, Tajlandia, Kambodża, Mongolia, Indonezja itd.) i Afryki, w tym większość z hinduskich rodzin mieszkających poza Indiami (Mauritius, Fidżi, Zanzibar, Bali itd.). Dziewczyny są w różnym wieku, także między 30- i 40-letnie stypendystki ICCRu, które postanowiły odmienić swoje życie lub dokształcić się iw ogóle różnej maści doktorantki.

Dlaczego w ogóle wybrałam Delhi? Ze względu na hindi, którego uczyłam się w przeszłości. Uznałam, że będzie tu lepsza sposobność, aby obcować z tym językiem niż w jakiejś innej części kraju, może bardziej urokliwej i spokojniejszej. Na uczelniach z pewnością wszędzie jest hindi, bo to niemal tak jak u nas filologia polska. Jednak tutaj nadarza się więcej okazji, aby używać tego języka na co dzień na ulicy, na przykład podczas wizyty u krawca czy sprzedawcy warzyw; w trakcie spotkań towarzyskich u znajomych Indusów, którzy po kilku głębszych świątecznych kieliszkach płynnie - niemalże nieświadomie - przechodzą z angielskiego na hindi lub skaczą pomiędzy oboma językami. Zrelaksowani zapominają, iż wśród gości znajdują się obcokrajowcy. Szczerze mówiąc to bardzo mnie to cieszy, gdyż zwykle rozmowy toczą się po angielsku, jako że tak jest najłatwiej. Są to więc nieliczne okazje pozwalające na swobodną praktykę hindi wśród przyjaciół.


W odwiedzinach w indyjskim domu (Mayapur k. Nawadwip, Bengal Zachodni)

Wieczorne spotkania towarzyskie to jedna z tych rzeczy, które staja się dość skomplikowane, gdy mieszka się w akademiki, przynajmniej takim jak mój. Teoretycznie możemy wracać o godz. 23, ale w praktyce wygląda to trochę inaczej. W trakcie kolacji, czyli między godz. 20 a 21 trzeba wpisać się w stołówce do specjalnej książki i po dokonaniu tego zostaje mało czasu, aby jechać do centrum i wrócić przed 23. Nie jest więc możliwe, aby iść do kina na wieczorny seans, a wieczorne spotkanie z przyjaciółmi trwa w takim przypadku około godziny, czyli dość krótko. Część studentek radzi sobie w takiej sytuacji podpisując się nawzajem, ale wtedy trzeba mieć zaufaną osobę w akademiku i zdecydować się na nielegalne działanie. Inna możliwość to spędzenie nocy poza murami akademika, ale to wiąże się z biurokratyczną drogą i jest regulaminowo ograniczone do kilku nocy na zewnątrz. Poza tym zmusza do znalezienia sobie zastępczego noclegu.

Jest jeszcze taka jedna atrakcja, która wynika z bycia stypendysta ICCRu, mianowicie organizują oni dla swoich beneficjentów wyjazdy objazdowe po ciekawych miejscach w Indiach. Są to tanie wycieczki, których koszt ostatecznie zwracany jest przez organizatora. Początkowa zapłata stanowi zapewne gwarancję, iż dana osoba nie zrezygnuje w ostatniej chwili z wyjazdu. Słyszałam od osób, które brały udział w tego typu wyjazdach, że warto skorzystać, bo wycieczki są naprawdę udane i pozwalają zobaczyć takie odległe zakątki Indii, jak mój wymarzony Nagaland czy Assam. Natomiast samodzielne podróże - kiedy mieszka się w akademiku - obłożone są pewnymi ograniczeniami. Jeśli chce się wyjechać, to trzeba złożyć wcześniej podanie do dyrekcji akademika. Formularz, który należy przygotować zawiera pole na zgodę instytutu na ów wyjazd. Dotyczy to jedynie wycieczek w trakcie dni zajęć, podczas ferii lub świąt wystarczy akceptacja opiekunki akademika. Nie ma tu znaczenia, czy aplikantka ma 25 lub 38 lat, pozwolenie musi zostać uzyskane. Oczywiście w praktyce nikt nie utrudnia podróżowania w czasie wolnym, trzeba jednak pamiętać o załatwieniu owych formalności.

Induska rodzina oczekująca na peronie na pociąg



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.