Południowe Indie: Kobiety, cz. 1


Facebookowe wpisy kolegi przebywającego od dłuższego czasu na wolontariacie w Indiach sprowokowały te krótka notatkę, która oryginalnie stanowiła komentarz do jego wpisu na FB. Mowa o Krzysztofie Pielaszku, ekspercie od kultury japońskiej:




W Pondi (Pondicherry, Puducherry) byłam tylko przez 2-3 dni, głównie przejazdem. Pierwsza noc w hotelu przy dworcu autobusowym to był koszmar, ale przyjechaliśmy z Chennai bardzo późno i nie mieliśmy siły szukać czegoś dalej. 

Źródło: http://www.fuzzytravel.com/patchious/pictures/pondicherry/118673-pondicherry-016.html.


Źródło: http://www.ixigo.com/sri-krishna-guest-house-hotel-pondicherry-india-hid-1417801

Całą noc na klatce schodowej rozlegał się co chwilę głośny nieprzyjazny dzwonek, którego używali wracający goście, żeby dostać się do budynku, a nasz pokój nie był do końca zamknięty, gdyż wyposażony został w sprytny system cyrkulacji powietrza. Nad drzwami znajdowało się okienko, w którym na stałe były zamontowane dwie szybki. Między nimi zaś kilkucentymetrowa przerwa. Szybki nachodziły na siebie "na zakładkę", ale właśnie z tym dość dużym odstępem, więc wszystkie hałasy były bardzo intensywne. Kolejną noc spędziliśmy zaś w schludnym i cichutkim hoteliku jakiegoś człowieka pochodzącego z Europy, ale to już była zupełnie inna dzielnica. 

Generalnie podobało mi się w Pondi, że wszyscy w sklepikach mówią "merci" i mają zdjęcia Matki 






To niezwykłe, że to kastowe i patriarchalne społeczeństwo uznało kobietę francuskiego pochodzenia za swoją drogą gurujini   Prawda w sumie jest taka, że Południe ma matriarchalne tradycje, ale są one teraz głęboko ukryte.

Krzysiek napisał o pewnej kobiecie z Tamilnadu, która jest niewidoma i została czynnym pracownikiem (oficerem) indyjskich służb administracyjnych (The Indian Administrative Service):

"A jutro służbowo jadę do Chennai z Harishem (jeden z naszych chłopców)! Czeka mnie, więc masa zabawy i 4 godziny wykładu po tamilsku:)
Za to poznam pierwszą, niewidomą kobietę, która została oficerem IAS w Indiach!
(...)
Aneta,  silne i emocjonalne wystąpienie z dużą ilością porad praktycznych jak Iasem zostać i co to znaczy pracować w sektorze publicznym (dużo rozmyślań o misji). Kobieta zdała egzamin w 2013 roku, a teraz po za czynną służbą jest też wykładowczynią w jednej z prywatnych szkół. Minus - jak to wszyscy tamile bardziej krzyczała niż mówiła podczas wykładu:)".

Artykuł na ten temat w "The Times of India":


Beno Zephine




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.