Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amritsar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amritsar. Pokaż wszystkie posty

W Amritsarze - duchowej stolicy sikhów

Mamy akurat międzysemestralną przerwę, więc większość znajomych studentów i doktorantów wyjechała. Nie udało mi się zrealizować planów odwiedzenia północno-wschodnich Indii (region Northeast India obejmujący m. in. stany: Assam, Nagaland i Manipuri) ani wyspiarskich Andamanów. Spędziłam za to trochę czasu w Goa i Radżasthanie jako asystent pilota wycieczki, a następnie postanowiłyśmy odwiedzić wraz z Nataszą Amritsar, Mekkę sikhów. Nasz wyjazd jest trochę szalony, gdyż zaplanowany na ostatnią chwilę. Od dawna było wiadome, że obie chcemy tam w końcu pojechać, ale akurat teraz - pomiędzy innymi podróżami - nadarzyła się ku temu sposobność. Kupiłyśmy bilety, ale jak zwykle jesteśmy na liście oczekujących. Każdy, kto podróżował pociągiem po Indiach, wie, czym jest słynna indyjska waiting list. Normalny turysta jakoś sobie radzi, tzn. korzysta z puli biletów przeznaczonej dla obcokrajowców lub kupuje bilety w tzw. trybie tatkal, czyli używając angielskiego wyjaśnienia - trybie emergency.  Jak się szybko okazało, studenci - bez względu na pochodzenie - nie są przez indyjską kolej traktowani jako obcokrajowcy. Jesteśmy posiadaczami wizy studenckiej, a nie turystycznej i jak nam wyjaśnił urzędnik owej rządowej korporacji: "You are not foreigners". A to ci dopiero ciekawostka. Szkoda, że pracownicy kas biletowych przy rządowych zabytkach nie są podobnego zdania i sprzedają nam bilety dla obcokrajowców. Wstęp do Tadż Mahalu kosztuje autochtona 10 Rs., zaś turysta musi zapłacić 700 Rs. Bez względu na przelicznik gołym okiem widać, że różnica jest duża. Do większości zabytków można wejść płacąc 250-300 Rs., ale to i tak 25-30 razy więcej.

Zatem jedziemy bez rezerwacji miejsc, co w Indiach nie jest łatwe. Przypominacie sobie te wszystkie fotki indyjskich pociągów obwieszonych ludźmi? Tak to może wyglądać. Mamy jednak zamiar skorzystać z naszego jedynego atutu, czyli wyglądu turystek. Wsiadamy do wagonu osobowego  średniej klasy, czyli tam, gdzie zwykły Indus bez miejscówki nie będzie śmiał się udać. O dziwo znajdujemy jakieś wolne miejsca. Niestety nasze szczęście nie trwa długo. Po jakimś czasie pojawia się konduktor i wcale nie uważa, że skoro zapłaciłyśmy za bilet pełną cenę, możemy zajmować puste miejsca. Miałyśmy nadzieję, że pozwoli nam tu zostać, dopóki nie pojawią się właściwi pasażerowie. Jest jednak nieugięty. Lądujemy w zwykłym wagonie, ale na szczęście udaje nam się gdzieś usiąść. Co prawda w ścisku i osobno, z bagażami umieszczonymi kilkanaście metrów dalej, ale ogólnie nie jest źle. Przynajmniej podróż powrotna będzie komfortowa, bo w tzw. sleeperze, czyli wagonie, który na noc zamienia się w sypialnię. Nie ma co prawda zamykanych przedziałów, a w każdej "przegródce" wagonu znajduje się sześć łóżek plus dwa dodatkowe wzdłuż korytarza, jednak można się tam porządnie wyspać.   

Najwyższe łóżko wagonu typu sleeper, czyli indyjskiej kuszetki
Dojechałyśmy późnym wieczorem z zamiarem nocowania w Złotej Świątyni, czyli najsłynniejszym sikhijskim przybytku. Oczywiście nie w samym miejscu kultu, ale w domu pielgrzyma. Niestety płatne pokoje trzeba rezerwować przynajmniej dwa miesiące wcześniej, więc pozostaje nam darmowy nocleg w dormitorium dla zagranicznych turystów. Indusi dostają dwie grube kołdry - jedną jako posłanie, a drugą jako przykrycie - i mogą położyć się na dużym dziedzińcu, który prowadzi do kompleksu łazienek. Gdyby nie chłodne grudniowe noce też skorzystałybyśmy z takiej możliwości, jednak wybieramy zatłoczoną salę o nieświeżym zapachu. Okazuje się, że nie ma wolnych łóżek ani zbyt wiele miejsca na podłodze. Biorąc pod uwagę, iż jest to trakt wiodący wzdłuż pokoju, przestrzeni starcza tylko dla jednej osoby. Niezrażony wolontariusz mimo wszystko rzuca dla nas na podłogę dwie kołdry, uniemożliwiając swobodne przejście innym mieszkańcom. W sumie nie mamy wyboru, więc rozkładamy śpiwory i układamy się do snu, chowając wewnątrz posłania netbooki, aparaty fotograficzne i dokumenty. Zmęczone podróżą szybko zasypiamy. Nazajutrz - mimo dużego ruchu w dormitorium - staram się przespać zasłużone osiem godzin. Natomiast Natasza, która nigdy nie była w żadnej gurudwarze (sikhijska świątynia), daje się ponieść swojemu zamiłowaniu do fotografii. Nigdy nie pozwala sobie przegapić ciepłego światła wschodzącego słońca. Nie wiem, czy ta wewnętrzna dyscyplina to wynik regularnej praktyki hatha-jogi czy też efekt wychowania w otoczeniu rodzin rosyjskich oficerów  

Darmowa sala noclegowa dla zagranicznych turystów (Złota Świątynia, Amritsar, Pundżab)

Darmowy nocleg to nie jedyna oferta świątyni. Przez cała dobę wydawane są dla wszystkich smaczne i przygotowane w higieniczny sposób darmowe posiłki. Wszystko działa jak w zegarku. Po posileniu się jednych, wolontariusze szybko zmywają podłogę i zapraszają kolejną turę głodomorów. Inna grupa zmywa pozostawione po posiłku stalowe naczynia. Posiłki wydawane są na dwóch poziomach budynku, więc nikt potrzebujący nigdy nie musi czekać. W kilku miejscach kompleksu rozlokowane są miejsca z czystą pitną wodą i grupy wolontariuszy, którzy starannie myją użyte kubki. Zaś przy kładce do głównej świątyni wydawana jest gorąca halawa (słodki indyjski pudding z kaszy mannej) jako maha-prasad, czyli ofiarowane Bogu pożywienie, którego świętość i akt spożycia porównać można do katolickiego sakramentu Eucharystii. Posiłki są w pełni wegetariańskie, przygotowywane bez użycia jajek, a także cebuli i czosnku, które w indyjskiej kuchni uznawane są za wzbudzające wewnętrzną pasję, tym samym niepolecane joginom i innym ascetom. 

Wszystkie prace wykonywane są przez wolontariuszy, wśród których nie brakuje lekarzy, prawników i nauczycieli. Seva, czyli służba to naczelna zasada sikhijskiej praktyki. Ponadto wyznawcy tej religii uważają, iż każdy pielgrzym - bez względu na pochodzenie czy przynależność religijną - powinien znaleźć schronienie w odwiedzanej gurudwarze. W miarę potrzeby i możliwości świątyni zostać przenocowanym i nakarmionym. Jak tłumaczą sikhowie, kompleks posiada cztery bramy zwrócone w czterech kierunkach świata, które symbolizują egalitaryzm tej społeczności. Faktem jest, iż sikhijscy guru - począwszy od Amara Dasa (trzeci z jedenastu legendarnych duchowych przywódców tej religii) - nauczali o równości płci i odrzucili system kastowy. Niestety z czasem zarówno patriarchalne wzorce, jak i pojęcie nieczystości odnoszące się do tzw. dalitów na powrót wdarło się do tej w końcu indyjskiej społeczności. Kraj ten - mimo przyjmowania kolejnych ustaw i powoływania do życia specjalnych komisji - wciąż nie jest w stanie uciec od panoszącej się na całym jego obszarze kastowości. Temu tematowi poświęcony jednak zostanie inny post.  

Brama prowadząca do głównej części kompleksu zbudowanego wokół Złotej Świątyni (Amritsar, Pundżab)

c. d. n. 

Już wkrótce więcej o: sikhizmie - jego zasadach i historii, Złotej Świątyni, Śri Guru Grant Sahib - świętej księdze sikhizmu i sikhijskich turbanach. 

Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.