Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gapienie się nagabywanie kobiet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gapienie się nagabywanie kobiet. Pokaż wszystkie posty

Gwałty, molestowanie seksualne, obmacywanie...

Nie planowałam zaczynać swego bloga od tak ciężkiego tematu, ale dzisiejsza gorąca dyskusja na Facebooku sprawiła, że postanowiłam poświęcić ten post kwestii gwałtów i w ogóle molestowania seksualnego jako takiego. Mam oczywiście na myśli sytuację w Indiach, choć przyznam, że pewne zjawiska związane z tym problemem są powszechne na całym świecie. Owa debata została wywołana przez artykuł dotyczący pewnego gwałtu. Nie chcę umieszczać tu linku do tego tekstu i nie chcę zajmować się tym konkretnym przypadkiem, aby nie żerować na tragedii ofiary. Poza tym sprawa jest świeża i na pewno delikatna dla osoby, której dotyczy, więc myślę, że lepiej zostawić ją w spokoju.

Od jakiegoś czasu regularnie dochodzą nas słuchy o kolejnych gwałtach w Indiach. Popełniane są zarówno na turystkach i przybyszkach żyjących w Indiach, jak i Induskach. Tyczy się to tak samo kobiet poruszających się samotnie, jak i w towarzystwie mężczyzny (incydenty w Delhi i Mumbaju) czy grupy (incydent w Pandiczeri, ang. Pondicherry). Czy to jakaś nowość w Indiach? Nie, molestowanie seksualne i gwałty są w tym kraju powszechne od niepamiętnych czasów. Jakie są tego przyczyny? Nie będę się nad tym rozwodzić. Z pewnością podobne, jak na całym świecie. Zwrócić należy uwagę na: wielkość populacji (1 210 193 422 - według spisu powszechnego z 2011 r.), zagęszczenie ludności (368 osób na km kw.), ubóstwo (1491 USD na os. w 2012 r.), poziom wykształcenia (alfabetyzacja na poziomie 66% populacji - według badań UNICEFu z 2013 r.; 40% populacji ze średnim wykształceniem, 7% z wyższym), społeczny status kobiety, podejście do seksualności, stan prawny w sferze przestępstw seksualnych, skuteczność policji w wykrywaniu sprawców. 


Posiniaczona Saraswati - hinduska bogini nauki - jako ofiara przemocy wobec kobiet. Kampania spoecyna ęAbused Goddessesę
Jakiś czas temu czytałam list Amerykanki, u której po kilkumiesięcznym pobycie na stypendium w Indiach zdiagnozowano zespół stresu pourazowego (ang. PTSD). Dziewczyna była studentką orientalistyki i sytuacja kobiet w Indiach nie była jej obca. Jednak to, czego doświadczyła, okazało się mimo wszystko trudne do zniesienia. Czy moje odczucia są podobne? Jej doświadczenia nie były odosobnione, ale ludzie przeżywają rzeczywistość na różne sposoby. Z pewnością każda dziewczyna jadąca do Indii powinna być świadoma tego, co ją tam czeka i wiedzieć, jak postępować, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo i nieprzyjemnie sytuacje. Nie chcę jednak w żaden sposób usprawiedliwiać oprawców i twierdzić, że kobiety w jakikolwiek sposób są sobie winne. To bardzo krzywdzące podejście. 

Z uwagi na to, że ma to być blog poświęcony mojemu życiu w Indiach, chciałam opisać kilka własnych historii, które obrazują, z czym kobiety mogą się spotkać podróżując lub mieszkając w Indiach. Jedna z nich dotyczy naszego Sylwestra w Goa. Zabrałam tam ze sobą grupkę osób jako pilot wycieczek. Dziewczyny były studentkami indologii, więc sporo wiedziały o Indiach. Przed wyprawą i w trakcie rozmawialiśmy też na temat tego, z czym turystki mogą spotkać się w tym kraju i przez większość podróży udało nam się uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. 

Nie miałam jakichś sprecyzowanych planów, co do powitania przez nas nowego roku. Byliśmy zmęczeni po dwóch tygodniach intensywnego podróżowania autobusami, pociągami, motorikszami itd. Wszyscy byli szczęśliwi, że w końcu dotarliśmy do Goa i spędzimy tu kilka dni odpoczywając. Sądziłam zatem, że dzień na plaży nad oceanem zakończony wspólnym wypadem do jakiejś lokalnej knajpki okaże się wystarczającą sylwestrową atrakcją. Reszta grupy miała jednak większe oczekiwania wobec tego wieczoru i chciała spędzić go w jakiś specjalny sposób. Para gejów, która z nami podróżowała, znalazła w internecie informacje o gejowskim party w niedalekiej miejscowości. Impreza odbywała się w jednym z nadmorskich kurortów, miejscowości, którą znałam z poprzednich wizyt w Goa. Dodatkowo nasi indyjscy znajomi z Tamilnadu, którzy mieli spędzić z nami Sylwestra, zaproponowali, że zabiorą nas wszystkich samochodem do owego miejsca, czyli Kalangut-Baga. 


Goa - indyjski raj turystyczny - gdzie kilka lat tam po gwałcie popełnionym na rosyjskiej dziewczynce przedstawicielka rządu tego stanu stwierdziła publicznie, iż winę ponosi ofiara z powodu swojego stroju plażowego
Wyjechaliśmy trochę później, niż planowaliśmy, stłoczeni w 7 osób w osobowym samochodzie. Ja i Kasia jak zwykle siedziałyśmy razem na jednym siedzeniu obok kierowcy. Szybko okazało się, że na drodze panuje kompletny chaos spowodowany korkiem. Wcale nas to nie zdziwiło, jednak działania policji i jej efekty niezwykle nas zaskoczyły. Drogówka przekierowywała samochody w niewiadomym kierunku, aby nie dopuścić do zastoju na drodze. Sądziliśmy, że pewnie ma to jakiś sens. Okazało się, że każda kolejna grupa policjantów miała swój własny pomysł na rozwiązanie problemu i ich działania nie są w żaden sposób skoordynowane. Dbali po prostu o to, aby na ich skrzyżowaniu nie powstał korek i nie interesowało ich, gdzie przekierowują kierowców. W efekcie tego po 1,5 h drogi byliśmy w takiej samej odległości od celu jak w momencie wyjazdu, za to w jakimś zupełnie obcym miejscu. Ostatecznie i tak utknęliśmy w korku, myśląc, że nie może spotkać nas nic gorszego niż przywitanie roku w samochodzie, gdzieś na jakimś poboczu. 

W końcu udało nam się dojechać do naszej pierwszej destynacji, Pierwszej, gdyż nasi indyjscy heteroseksualni znajomi nie byli zainteresowani gejowską imprezą. Swoją drogą impreza wydawała się lekko podejrzana, gdyż przy wejściu siedziała starsza pani przywołująca  na myśl swym wyglądem literackie postaci tzw. burdel-mam. Trochę mnie to nie dziwi, gdyż restrykcyjne prawo dotyczące stosunków homoseksualnych zmieniło się w Indiach całkiem niedawno. Zatem zapewne wcześniej tego typu imprezy były nieoficjalnie organizowane przez przedstawicieli przestępczego półświatka zajmującego się prostytucją. W każdym razie rozdzieliliśmy się, a ja - z racji na to, iż męska część moich "podopiecznych" wydawała się już usatysfakcjonowana i bezpieczna, postanowiłam jechać z resztą. Niestety znów utknęliśmy w korku, tym razem w środku połączonych miejscowości Kalangut-Baga. Ulica była pełna samochodów i ludzi zmierzających w różnych kierunkach. Co rusz słychać było wybuchały petard, które mieszkańcy Indii uwielbiają. Oczywiście nie wszyscy. W pewnym momencie uzmysłowiliśmy sobie, że nasz samochód już dalej nie pojedzie, a północ zbliża się nieubłaganie. Jako że znajomi chcieli zabrać nas do głównego wejścia na plaże, dzielnie brnęliśmy na przód, nie chcąc przywitać nadchodzącego roku w jakimś przypadkowym miejscu wśród klaksonów, przestraszonych bezpańskich psów i obcego tłumu. 

W pewnym momencie znaleźliśmy się na prostej prowadzącej do plaży. W ciągu dnia jest to szeroka przyjazna promenada prowadząca prosto nad ocean. W tamtym momencie było to jednak miejsce wypełnione nieprzebraną masą męskich odurzonych alkoholem lub bhangiem (legalnie sprzedawany tradycyjny jogurtowy napój z wyciągiem z marihuany) ciał, które jak rzeka płynęły w jednym kierunku. W pewnym momencie tłum rozdzielił naszą grupę. Telefony nie działały ze względu na przeciążenie sieci, a my - trzy dziewczyny - zostałyśmy w towarzystwie tylko jednego przyjaznego mężczyzny. Nie wiadomo kiedy, ale nagle okazało się, że nasze ciała dotykane są przez wiele obcych męskich rak. Ich dłonie zaciskały się na naszych pośladkach i piersiach. Zasłanianie głów szalem w żaden sposób nam nie pomogło. Znalazłyśmy się w złym miejscu i o złym czasie. 

Jako osoba dość waleczna i mało zaskoczona obrotem sytuacji, starałam się osłaniać dziewczyny, za które czułam się jako opiekunka odpowiedzialna. Kasia zaczęła histerycznie szlochać, a Sara wpadła w jakieś odrętwienie. Nie mogąc osłonić ich swoim ciałem, zaczęłam chwytać owe dłonie lądujące na moich pośladkach i docierać do ich zdziwionych właścicieli, a następnie okładać ich pięściami po głowie. Wywołałam swoim zachowaniem dość duże zaskoczenie i popłoch. Tłum się odrobinę rozstąpił, a nasz przyjaciel Rajiv - zdumiony i zdegustowany  postępowaniem obmacywaczy - poszedł w moje ślady i zaczął na nich krzyczeć oraz grozić im pięściami. 


(Może zamiast tańców indyjskich powinnyśmy uczyć się tamtejszych sztuk walki. Poniższy filmik pokazuje imponujące umiejętności Induskiej wojowniczki.)




Nagle okazało się, że jesteśmy blisko miejsca, gdzie było odrobinę wolnej przestrzeni. Po przedostaniu się tam - jako że nie było szans na odnalezienie reszty grupy - postanowiliśmy wedrzeć się przez niską barierkę na zamkniętą imprezę w okolicznym lokalu. Jako że było już po północy, udało nam się przekonać organizatorów, aby pozwolili nam zostać bez kupowania sylwestrowych biletów wstępu. Impreza przypominała odrobinę nadmorskie dansingi w Pobierowie. Stwierdziłam, że czuję się jak na imieninach u wujka w latach 90. - z muzyką a la diskopolo i dojrzałymi małżeństwami podrygującymi w parach. Rajiv słysząc to przyznał mi rację. Moje skojarzenia nie były odosobnione. Po ochłonięciu, zjedzeniu przez niektórych gorącej zupy i frytek, udało nam się nawiązać połączenie telefoniczne z resztą i szczęśliwie dotrzeć do samochodu. 

Okazało się, że gejowskie party wiało nudą, a nasi przyjaciele też w jakiś sposób doświadczyli molestowania w postaci ocierających się o nich obcych mężczyzn na parkiecie. Cóż, widocznie inni uczestnicy tej imprezy mieli odmienną wizję tego, jak wygląda dobre gejowskie party. Wracając samochodem do Andżuny stwierdziliśmy, że wspólne powitanie roku w samochodzie mogło być o wiele przyjemniejsze, nie mówiąc już o kameralnej imprezie na podwórku naszego małego pensjonatu. Po powrocie do domu - czyli około 2 w nocy - padło pytanie: co dalej? Doszłam do wniosku, że najlepszym, co może nas spotkać, będzie spokojna dobra zabawa w lokalnej knajpce. Towarzystwo przyjaciół sprawiło, że wszyscy w jakimś stopniu zapomnieli o wcześniejszych wydarzeniach i wzbogacili się o miłe wspomnienia z tej nocy. Zaś ostatniego dnia naszej podróży dziewczyny stwierdziły, że mimo wszystko nie chcą jeszcze wracać do Polski i z chęcią przylecą powtórnie do Indii. Cieszę się, że tamte przykre parominutowe wydarzenie nie zepsuło ich ogólnego spojrzenia na Indusów i ich kraj.        

Jaki był nasz błąd? Znalazłyśmy się w tłumie. Nie miało znaczenia to, jak jesteśmy ubrane, jakiej jesteśmy narodowości i religii, a nawet to, że jesteśmy w męskim towarzystwie, a otaczający nas mężczyźni są pijani. Obmacywanie kobiet jest w miejscach publicznych w Indiach powszechne. Znalezienie się w tłumie, a nawet tylko zbyt blisko obcych mężczyzn może prowadzić do molestowania. Mężczyźni wsuwają delikatnie swoje dłonie w pachwiny kobiet mijając je na ulicy. Tak niby przypadkiem. Dotykają wchodząc wspólnie do metra czy pociągu, idąc tłumnie po schodach i w wielu innych sytuacjach. 

Muszę przyznać, iż byłam postawiona w takich okolicznościach tylko kilka razy, w sumie chyba trzy, w tym  w ową sylwestrową noc. Pierwszy raz zetknęłam się z tym w Ćennaj (były Madras) w stanie Tamilnadu. Szłyśmy z koleżankom brzegiem jednej z dużych ulic koło głównego dworca kolejowego w mieście. Niestety znalazłam się w zasięgu ręki mijającego mnie mężczyzny. Zaskoczona i zmieszana, nim się odwróciłam, nie byłam już pewna, kto mnie mijał. Od tej pory uważałam jeszcze bardziej i faktycznie udawało mi się uniknąć nieprzyjemności.  

Innym razem, podróżując po Delhi z grupą naszych stypendystów przesiadaliśmy się na głównej stacji metra, czyli Rajiv Chawk (w podziemiu Connaught Place). Dobrze znam to miejsce, wiele razy zmieniałam tu linię i wiem, którędy iść, aby uniknąć znalezienia się w tłumie. Może to odrobinę dookoła, ale za to bezpiecznie i prostu do wagonu dla kobiet. Tak, w Indiach istnieją specjalne wagony dla kobiet. W przypadku metra jest to koniec lub początek składu. Mężczyźni nie mają tam prawa wstępu i są przeganiani przez ochroniarzy. Reszta pociągu jest koedukacyjna. Poza godzinami szczytu nie ma tam tłoku, więc można spokojnie podróżować. Niestety gorzej jest z wysiadaniem, nawet w przypadku towarzystwa znajomych mężczyzn. Nie są oni w stanie przeciwdziałać zachowaniu innych wysiadających panów. W drzwiach robi się niestety dość tłoczno, jedni prą na zewnątrz, drudzy do wewnątrz. Na Rajiv Chawk jest dużo pracowników ochrony metra, którzy pilnują, aby podróżni ustawili się w dwóch liniach po obu stronach drzwi i przepuścili wysiadających. 


Wejścia do indyjskich pociągów potrafią być naprawdę tłoczne.
  
Wracając jednak do tamtej sytuacji. Otóż nasz kolega z Kazachstanu nie był zainteresowany powodami proponowanego przez ze mnie udania się do celu odrobinę okrężną drogą. Być może stereotypowo założył, że jako kobieta nie posiadam tak doskonałej orientacji w przestrzeni jak on. Ja również nie chciałam dyskutować gdzieś w środku największej stacji metra w Delhi, tym bardziej, że było nam trochę spieszno w drodze na filmowy festiwal odbywający się w Rosyjskim Centrum Nauki  i Kultury (http://www.russiancentre.org.in/eng/index.html). Swoją drogą to podobno największy tego typu rosyjski ośrodek na świecie. Nie chcąc być źle odebraną, podążyłam za resztą grupy i oczywiście skończyło się to jakąś męską ręką na moim pośladku. Byłam zła na siebie, że nie zaprotestowałam lub po prostu nie odłączyłam od grupy, aby uniknąć tej sytuacji. 

Co mogę dodać w kwestii obmacywania w miejscach publicznych...? Może dwie historie moich koleżanek. Pewnego razu odwiedziłam w Kalkucie Julię, która od kilku miesięcy była tam wolontariuszką w ośrodku Matki Teresy. Niegdyś podróżowałyśmy razem po Indiach i chciałam zobaczyć, jak sobie radzi żyjąc w Bengalu Zachodnim. Nie miałam czasu na prawdziwe zwiedzanie, bo byłam w Kalkucie tylko przejazdem. Moje dwie godziny chciałam wykorzystać na spotkanie, a przy okazji zobaczyć kawałek tego niezwykłego miasta. Wbrew opinii koleżanki kierowcy potrzebowali dokładnego adresu. Hasło Dom Matki Teresy nie mówiło im tak wiele, jak jej. Skończyło się więc długim pieszym spacerem ulicami Kalkuty. Julia widząc mnie, powiedziała, że w Kalkucie nie muszę zakrywać głowy, bo to duże miasto i mieszka tu wielu obcokrajowców. Chciałabym jednak wyjaśnić, że nikt nigdy - może z wyjątkiem Gurudwar (sikhijskich świątyń) - nie wymagał ode mnie noszenia szala na głowie. Wyglądam trochę jak muzułmanka, bo hinduski zwykle nie zasłaniają włosów. Ubieram się tak jednak, gdyż dzięki temu udaje mi się wytrącić umysły napotykanych ludzi ze stereotypowego toku myślenia.    


To ja w indyjskim stroju przed świątynią Śiwy w Waransai
Cóż mogę powiedzieć na temat stereotypów dotyczących tzw. białych kobiet? Są to uproszczenia łączące ze sobą pewne zachowania, np. jeśli kobieta pali na ulicy papierosa, to znaczy to, że jest rozwiązła seksualnie. Co jeszcze - według tego typu opinii - robią rozwiązłe kobiety? Noszą bluzki na ramiączkach, obcisłe ubrania, spódnice pokazujące łydki. Ponadto poruszają się same po ulicy, samotnie podróżują, same nocują w hotelach (w domyśle: bez męża). Uśmiechają się do obcych, patrzą w oczy podczas rozmowy, podają rękę na powitanie, śmieją się w miejscu publicznym, rozmawiają z obcymi, piją alkohol. Spotkałam się nawet z opinią, że Coca-Cola nie jest napojem dla kobiet. Niewiasty powinny kupować napoje o owocowym smaku, jak: Srite, 7-Up, Mirinda. Połączenie bąbelków, kofeiny i ciemnego koloru z pewnością jest zbyt męskie. Najgorszym jednak przewinieniem jest pochodzenie i kolor skóry. Już sam fakt,  że urodziło się na zepsutym Zachodzie, czyli w USA lub w Europie, powoduje, że jest się widzianym jako kobieta zepsuta. Oczywiście nie wszyscy Hindusi tak myślą i oczywiście faktem jest też, że nasze obyczajowości czasem od siebie odbiegają. Znam wielu mieszkańców Indii, którzy mają otwarte podejście do obcokrajowców, wolne od uprzedzeń. Znam też Hinduski, które wcale nie podążają za wzorem tradycyjnej indyjskiej obyczajowości, Europejki, które przyjęły hinduskie wierzenia wraz z ich zasadami moralnymi lub są ścisłym katoliczkami wyznającymi regułę czystości przedmałżeńskiej. W każdym razie nie o tym chciałam tu pisać, ale o stereotypach. Nie chcąc jednak sama być posądzoną o szerzenie stereotypów na temat tego, co myślą Indusi, czułam potrzebę dodać te parę zdań.

W kwestii stroju należy wyjaśnić jeszcze jedną rzecz i zaznaczę, że to moja prywatna, subiektywna opinia. Otóż Hinduska może sobie pozwolić w dużym mieście na bardziej nowoczesny przyodziewek niż Europejka czy Amerykanka. Po prostu - podążając za stereotypami - jest ona postrzegana jako przyzwoitsza niż reprezentantka tzw. zachodniej kultury. Induska w dżinsach i koszuli pozostaje Induską, Europejka w dżinsach i koszuli jest postrzegana jako Europejka, a więc gorzej niż ta pierwsza. Europejka, która przyodzieje salwar-kamiz i osłoni swą pierś dupatą, a nawet zakryje głowę, zdobędzie odrobinę szacunku ze strony Indusa kierującego się stereotypami. Innymi słowy skorzystanie z kanonów odzieżowych lokalnej kultury zapewnić może trochę bardziej komfortową sytuację. Oczywiście nie namawiam turystek do ubierania się w indyjskie stroje i zakrywania głowy. Nie chcę też usprawiedliwiać osób kierujących się krzywdzącymi uproszczeniami ani żadnego typu oprawców - gwałcicieli, macaczy itd. - a jedynie uzmysłowić kobietom podróżującym po Indiach, jak sprawy się mają. 

W kontekście tematu stroju i molestowania seksualnego kobiet polecam obejrzeć przewrotny film "It's Your Fault" stworzony przez indyjską grupę All India Bakchod.


  
Jakie jeszcze niepokojące sytuacje mogą spotkać niewiasty w Indiach? Samotna noc spędzona w hotelu może, ale nie musi, być nieprzyjemna. Właśnie z powodu opisanych powyżej stereotypów samotnie podróżujące kobiety odbierane są jako chętne do wchodzenia w relacje seksualne z przypadkowo poznanymi mężczyznami. Czasem po prostu jakiś nieświadomy gest może wywołać niechciane reakcje. Nie jest odosobnionym przypadkiem niepokojenie kobiet samotnie nocujących w hotelu przez jego pracowników. Sama znalazłam się w takiej sytuacji. Otóż postanowili odwiedzić mnie w Delhi znajomi z Polski. Miało mieć to miejsce podczas krótkich ferii, które odbywają się w środku każdego semestru. To dwa tygodnie wolnego, które można wykorzystać na podróżowanie. Mieszkam w uniwersyteckim akademiku (napiszę więcej na ten temat w osobnym poście), gdzie męscy goście - nawet członkowie rodziny - mogą przebywać tylko w wyznaczonych godzinach i to jedynie w holu przy recepcji, a kobiety - aby przenocować w moim pokoju - muszą złożyć specjalne podanie i zapłacić za ten nocleg oraz dodatkowo za stołówkowe jedzenie, którego nie spożywają. Nie było zatem mowy o przenocowaniu ich w moim pokoju czy nawet na terenie naszego zacnego przybytku. W najbliższej okolicy nie ma też żadnego hotelu ani hostelu. Postanowiłam zatem znaleźć jakieś miejsce w nie tak odległej od uniwersytetu kolonii tybetańskiej (Majnu-ka-tilla). To przyjemne miejsce, gdzie nie trzeba zbytnio martwić się o złe zachowanie ze strony obcych mężczyzn. Dzielnica zamieszkana jest głównie przez tybetańskich uchodźców.   


Modlące się Tybetanki na placu świątynnym w Majnu-ka-tilla w Nowym Delhi
Spakowana udałam się do hotelu, aby przywitać tam znajomych, których samolot przylatywał w środku nocy. Wieczorem trochę zgłodniałam, więc zamówiłam przez telefon tybetańskie momos (gotowane pierożki) z hotelowej restauracji. Gdy kelner przyniósł kolację, trzymając w ręku tacę, otworzyłam szeroko drzwi, aby postawił ją na stole. Chłopak wyszedł, a ja zabrałam się za jedzenie. Niestety popełniłam błąd, gdyż nie powinnam była otwierać szeroko drzwi i wpuszczać go do środka. W jakimś innym hoteliku na Paharganju nie zrobiłabym tego, ale to był w miarę dobry duży hotel w dzielnicy tybetańskiej i przez chwilę poczułam się zbyt swobodnie. Miejsce to prowadzone było przez Tybetańczyków, ale obsługiwane przez Indusów. Chłopiec, który przyniósł mi posiłek poczuł się przeze mnie zaproszony, choć widziałam go tylko przez kilkadziesiąt sekund, nie patrzyłam mu w oczy, a jedynym słowem, które wypowiedziałam, było śukriję, czyli 'dziękuję'. Ów kelner po zakończeniu swej zmiany, czyli późnym wieczorem, zaczął dobijać się do moich drzwi, naciskał dzwonek i pukał. Nie odpowiadał na żadne pytania zadane przeze mnie przez drzwi w języku angielskim i hindi, ale co jakiś czas wracał i pukał, a potem dzwonił do mojego pokoju z hotelowego telefonu.  

Podobna sytuacja spotkała moją przyjaciółkę, która ze względów zawodowych często podróżuje do Indii. Mimo iż dnie spędzała wraz ze swoimi hinduskim kontrahentami, na noc udawała się do hotelu. Pewnego wieczoru recepcjonista zadzwonił do jej pokoju proponując masaż. Odmowa nie została przez niego przyjęta, więc dzwonił jeszcze wiele razy głośno dysząc do słuchawki telefonu, a następnie dobijał się do jej drzwi. Przestraszona dziewczyna zadzwoniła do znajomych, ale ci nie potraktowali sytuacji poważnie i odpowiedzieli, że przyjadą rano. Następnego dnia zaś - po rozmowie z recepcjonistą - przekonywali ją, że musiało się jej coś wydawać, że to nieporozumienie. 

Kolejnym nieprzyjemnym aspektem kontaktów międzyludzkich w Indiach jest gapienie się, natarczywe wbijanie wzroku w kobietę, nawet jeśli jest kompletnie ubrana. Czasem wynika ono ze zwykłej ciekawości; tego, że ktoś nie spotyka zbyt często osób o tak jasnym odcieniu skóry i jasnych włosach. Zdarza się, że małe dziecko w metrze - nawet niemowlę - zaintrygowane dotyka dziewczyny o śnieżnobiałej cerze. Jednak niestety oprócz takich rzadkich niewinnych sytuacji kobiety doświadczają ciągłego wlepiania w nie wzroku ze strony mężczyzn, często z towarzyszeniem gestów o seksualnym charakterze, jak łapanie się za krocze lub wywijanie wystawionym językiem. To powoduje u niektórych turystek poczucie bycia zwierzyną obserwowaną przez dzikie zwierzę gotowe do ataku. 

Natarczywe spojrzenia ze strony indyjskich mężczyzn stały się przedmiotem zeszłorocznej kampanii społecznej, której filmik zamieszczam poniżej.


Na koniec przytoczę jeszcze dwie historie moich znajomych - polskich hinduistów - którzy pielgrzymowali po południu Indii. Pewnego razu odwiedzali pewną małą miejscowość stanowiącą miejsce wisznuickiego kultu. Jest to najpopularniejszy z monoteistycznych nurtów hinduizmu, który Boga Najwyższego określa mianem Wisznu, co w przybliżeniu znaczy 'wszechprzenikający'. Na miejscu swoje usługi woluntarystycznie zaproponował jeden z tutejszych mnichów. Nie był to naciągacz, który chciał wyłudzić od nich pieniądze. Spędził z nimi wiele godzin, zabierając do wielu ważnych dla wyznawców miejsc. W końcu wspólnie zatrzymali się w jednej ze świątyń, gdzie moi znajomi chcieli spędzić trochę czasu na modlitwie i medytacji. On oddawał się swojej praktyce religijnej siedząc przed wizerunkiem bóstwa, ona postanowiła okrążyć ołtarz, co jest jednym z hinduistycznych zwyczajów. W jej ślady udał się ów młody mnich. W pewnym momencie dogonił dziewczynę, złapał za włosy i siłą przyciągnął do siebie. Moja koleżanka zaczęła krzyczeć i wyrywać się. Przestraszony chłopak zaczął uciekać, a pogrążony w modlitwie znajomy poderwał się na równe nogi i zaczął biec za napastnikiem. Pościg trwał dość długo, ale w końcu młodzieniec został doprowadzony przed świątynię, gdzie zebrał się już znaczny tłumek gapiów. Wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało, a po usłyszeniu historii oburzyli się. Dziewczyna została przez nich poinstruowana, że najgorszą karą będzie uderzenie chłopaka swoim butem w głowę. Nie chodziło o fizyczny atak, ale symboliczne znieważenie go. Dla hindusów obuwie jest nieczyste i dotknięcie nim głowy to straszna obraza, a w tym przypadku ogromna kara.   

Ta sama para pewnego razu podróżowała zatłoczonym lokalnym autobusem. Stali obok siebie, ale nie przeszkadzało to jakiemuś współpasażerowi stojącemu za dziewczyną, objąć jej obie piersi swoimi dłońmi. Koleżanka przestraszyła się i zaczęła krzyczeć, ale nie mogła się od razu wyswobodzić, gdyż w obu rękach trzymała torby z zakupami. Zrobiło się zamieszanie, "macacz" się wycofał, a dziewczyna w popłochu wybiegła z autobusu, przepychając się pośród innych pasażerów. W panice uderzyła nogą o jakąś ostrą część pojazdu i skaleczyła stopę. Opatrywanie mocno krwawiącej rany stało się zaś doskonałym powodem do zwrócenia na siebie uwagi gapiów z autobusu.

Wracając do gwałtów, a więc tematu, który rozpoczął dzisiejszy post, należy zaznaczyć, iż liczba zgłaszanych przypadków jest w Indiach dość niska w porównaniu z innymi krajami, nawet rozwiniętymi. Przy czym Nowe Delhi przoduje pod tym względem na tle kraju. Liczba odnotowanych aktów miała podwoić się w okresie między rokiem 1990 a 2011. Według mnie wskazuje to jedynie na skuteczność kampanii społecznych, zwiększającą się kompetencję stróżów prawa oraz wzrastające zaufanie społeczne wobec policji. Prowadzi to do zwiększenia liczby zgłaszanych przypadków, a nie samych gwałtów. Po prostu kobiety coraz częściej przerywają zmowę milczenia, która towarzyszy tego rodzaju przestępstwom.  The National Crime Records Bureau - będące częścią indyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - podaje, iż w 2011 roku zostało zarejestrowanych 24 206 przypadków gwałtu. Warto dodać, iż gwałt małżeński nie jest uznawany w Indiach za przestępstwo kryminalne.  
Źródło: http://ncrb.gov.in/.

Link do raportu dotyczącego zbrodni  w Indiach popełnionych w roku 2012, opracowanego przez the National Crime Records Bureau: http://ncrb.gov.in/. Tu jeszcze kilka innych linków do raportów poświęconych przestępstwom popełnionym wobec kobiet w Indiach: http://ncrb.gov.in/ 


Ciekawostką z ostatniego roku jest filmik "Abused Goddesses" zrealizowany w ramach kampanii społecznej przeciwko przemocy domowej wobec indyjskich kobiet. Z początku pozytywnie odebrany, ostatecznie wywołał pewne kontrowersje wśród feministek. Dla zainteresowanych tematem przesyłam link do artykułu Abused Goddesses, Orientalism and the Glamorization of Gender-Based Violence  autorstwa Sayantani DasGupty, a zamieszczony w serwisie The Feminist Wire: http://thefeministwire.com/2013/09/abused-goddesses/.

Obrazek posiniaczonej Lakszmi (hinduska bogini fortuny) pochodzący z kampanii "Abused Goddesses"

Na koniec zachęcam do obejrzenia film dokumentalnego na temat Gangu Różowych Sari (Gulabi Gang). Ten dwudziestotysięczny ruch (dane z roku 2008) zapoczątkowany został w stanie Uttar Pradeś przez Sampat Pal Devi - matkę pięciorga dzieci i byłą pracownicę państwowej służby zdrowia - w odpowiedzi na szerzące się nadużycia  i przemoc domową wobec kobiet. Członkinie ruchu interweniują doprowadzając do rodzinnych negocjacji. Jeśli rozmowy nie pomagają, kobiety biją oprawców bambusowymi kijami, dopóty dopóki tamci nie obiecają zaprzestać prześladowań swoich żon. Gang Różowych Sari przeciwdziała również innym negatywnym zjawiskom społecznym: małżeństwom dzieci, instytucji posagu i analfabetyzmowi wśród kobiet.







Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.