Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia w Indiach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia w Indiach. Pokaż wszystkie posty

Indyjskie studia

Angielski naszych nauczycieli pozostawia wiele do życzenia, ale prawda jest taka, ze niektórzy z nich prowadzą zajęcia w tym języku po raz pierwszy. Jeden z młodych asystentów powiedział nam na pierwszym spotkaniu, że nie poinformowano ich, iż będą mieli wśród studentów obcokrajowców, więc dziś będzie uczył w hindi, ale następnym razem przygotuje już lekcję po angielsku. Nie posuwamy się z materiałem zbyt szybko, bo większość nauczycieli sanskrytu powtarza wszystko dwa razy: dla obcokrajowców po angielsku i dla Indusów w hindi. Jedna nauczycielka nie mówi dobrze nawet w hindi - przynajmniej według studentów, którzy władają tym językiem od dziecka - bo jest z innego stanu. Powiedziała nam, ze posługuje się biegle angielskim, ale jej akcent utrudnia nam zrozumienie. Choć muszę przyznać, że ogólnie jestem od lat osłuchana z indyjskim akcentem - jeśli w ogóle można mówić o czymś takim, jak jeden indyjski akcent - więc nie powinnam mieć z tym problemu. 

Budynek Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Delhijskiego. Źródło: http://www.du.ac.in/index.php?id=325.

W pierwszym tygodniu mieliśmy problem na każdych porannych zajęciach, bo zaczynamy o 8 rano, kiedy sekretariat instytutu jest zamknięty, więc nie ma jak poprosić o marker. W drugim tygodniu przyznano mi zaszczytną funkcję noszenia w torebce owego markera i specjalnej gąbki, zatem każdego dnia wożę te sprzęty na zajęcia i wracam z nimi do akademika. W końcu zostałam kimś ważnym... Pierwszego dnia byłyśmy bardzo zdziwione z koleżanką z Korei, bo nikt nie przyszedł na 8. Nauczyciel pojawił się o 8:30, a cześć studentów jeszcze później. Drugiego dnia było to samo. Słyszałam, ze czasem zajęcia potrafią zaczynać się i kończyć nawet godzinę później. Niestety nikt nie daje usprawiedliwień studentom, którzy spóźniają się na kolejny lektorat.

Istnieje znacząca różnica miedzy kursami sankrytu i hindi, które odbywają się na naszym wydziale. Sanskrytu uczą nas prawie sami magistrzy i jedna pani doktor o sławie złej wykładowczyni, zaś hindi mamy z samymi profesorami, każdy z nich ma 70 lat lub więcej i duże doświadczenie w pracy za granicą. Właściwie nie wiem, czy wszyscy nauczyciele sankrytu skończyli studia magisterskie, bo tu podobno można robić doktorat po licencjacie (???). Uczestniczę w kursie dyplomowym sanskrytu, ale wiem, że ludzie o poziom niżej, czyli robiący certyfikat, mają zajęcia tylko dwa razy w tygodniu po 1,5 h zegarowej. Zaś kurs hindi kończący się certyfikatem obejmuje zajęcia 4 razy w tygodniu po 3 godziny zegarowe. Widać, ze w Instytucie Hindi podchodzą do nauczania bardziej poważnie, niż w Instytucie Sanskrytu. 

Czasami jestem trochę zdezorientowana podczas zajęć, bo mimo iż jesteśmy na uniwersytecie, nauczyciele mieszają transliterację naukową z angielską. Nauczyciele wymawiają też sanskryckie wyrazy używając wymowy zaczerpniętej z hindi, czyli gubią "a" na końcu wyrazów, a "pha" czytają jak "fa". W Polsce jesteśmy bardzo wyczuleni - przynajmniej podczas zajęć z sanskrytu czy hindi - żeby stosować właściwą transliterację, ale tutaj nikt nie przywiązuje do tego zbytniej wagi; przynajmniej podczas zajęć, w których uczestniczę. 

Trochę czuję się jak w Polsce, bo ciągle mamy jakieś długie weekendy. Ostatni poniedziałek był wolny, bo było święto narodowe i kolejny też będzie wolny. Będą obchody hinduskiego "Bożego Narodzenia" - dokładnie dnia narodzin Kryszny (Kryszna Dżanmasztami). Jednak musimy potem odrabiać zajęcia i w piątek były zarówno piątkowe kursy, jak i poniedziałkowe. Hinduskie święta celebrowane są w różnych regionach w odmienny sposób. W Maharasztrze rocznicę narodzin Kryszny określa się mianem Gokulasztami, a najbardziej znanym zwyczajem związanym z obchodami jest konkurencja wspinania się po garnki z maślanką zawieszone nad ulicami. Młodzi mężczyźni tworzą ludzkie piramidy, aby zdobyć to naczynie. Obyczaj ten jest oczywiście związany z życiorysem Kryszny, który wychował się w plemieniu pasterzy, wśród których nabiał stanowił istotny element diety, a ilość bydła świadczyła o bogactwie. Sam boski chłopiec uwielbiał objadać się masłem i jogurtem, a nawet dokarmiać lokalne małpy tymi cennymi produktami.


Obchody narodzin Kryszny w Mumbaju. Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c6/Govindashtami.jpg.

Teren uniwersytetu jest dość przyjemny i czysty. W jego obrębie jest zakazane palenie tytoniu, nawet na ulicy. Kampus poprzecinany jest przez kilka dużych ulic, gdzie jeżdżą miejskie autobusy, samochody, riksze itd. i trudno jest tam przejść na drugą stronę - nawet przez przejście dla pieszych - ale palić nigdzie nie można. Inaczej wygląda Południowy Kampus, który stanowi duży zamknięty teren ogrodzony murem. U nas na północy mamy wielki park, gdzie ludzie spacerują, leżą, uprawiają jogging, uczą się, a tamtejsze małpy są inne, niż zazwyczaj, bo nie kradną okularów i torebek. 




Wprowadzenie do bloga

Widok ulicy w mieście Prajagradź (dawne Allahabad) w stanie Uttar Pradesh


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.


Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.