Religie Indii w skrócie

Obiecałam ostatnio, że koniec z pisaniem o indyjskiej biurokracji - choć od tego pewnie na stałe nie ucieknę - więc dziś krótki post na temat religii w Indiach. Nie będzie to tekst szczegółowy, który mógłby posłużyć osobom poważnie zainteresowanym tym tematem. To zaledwie nakreślenie ram, w obrębie których można się poruszać, które można z czasem wypełnić treścią. Jednak dla osób, które niewiele wiedzą na temat życia religijnego Indusów czy dla tych, którzy sądzą, iż wszyscy na subkontynencie indyjskim wyznają hinduizm, może być to wartościowa notatka. Kiedyś spotkałam się z opinią jednego polskiego doktora socjologii, że w Indiach zapewne nie ma muzułmanów, gdyż wszyscy zostali wypędzeni przy wydzielaniu Pakistanu. Odparłam, że owszem, wielu wyjechało, ale odrobinę zostało i ta garstka wyznawców Mahometa liczy sobie jedynie 150 mln., czyli 12,5 % indyjskiej populacji (więcej na temat muzułmanów w Indiach w osobnym rozdziale) Podsumowując mój wstęp, osoby zainteresowane będą wiedzieć po przeczytaniu niniejszego postu, czego szukać. 

Działający meczet w obrębie kompleksu Tadż Mahal (Agra, stan Uttar Pradeś)

Większość mieszkańców Indii, bo około 78 %, to hinduiści, co jednak może być dla nas mylące, gdyż – jak podaje prof. J. L. Brocinkton w swojej książce Święta nić hinduizmu – nie jest to jeden system religijny, a zbiór różnych indyjskich religii. Według autora na podobnej zasadzie moglibyśmy używać określenia jordanizm, które tyczyłoby się: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Religie Indii opisywać można skupiając się na poszczególnych wyznaniach, ale też na nurtach i szkołach samego hinduizmu. Warto zorientować się, jak rozkładają się proporcje, jeśli chodzi o wyznawców poszczególnych religii w obrębie indyjskiej populacji (na podstawie powszechnego spisu ludności z 2001 r.): 
hinduiści - 80,5% (800 mln) 
muzułmanie - 13,4% 
chrześcijanie - 2,3% 
sikhowie - 1,3%
buddyści - 0,8% 
dżiniści - 0,4 % 
żydzi, zaratustrianie i bahaiści... 
Należy dodać, że w Indiach znajdują się największe na świecie zbiorowości sikhów, dżinistów, zaratustrian i bahaistów Ponadto społeczność muzułmańska jest trzecią największą pośród krajów niemuzułmańskich. 

Mnich przebierający posąg Buddy w świątyni wybudowanej obok drzewa, pod którym założyciel buddyzmu miał osiągnąć oświecenie (Świątynia Mahabodhi, Bodhgaja, stan Bihar)   

Indie to historyczne miejsce narodzin i rozwoju buddyzmu, a dziś także siedziba wielu koloni tybetańskich i niezmiennie główne miejsce pielgrzymek buddystów z całego świata. Wyznanie to (osobiście wolę określenie filozofia) - stanowiące w okresie panowania legendarnego cesarza Aśoki (III w. p. n. e.) religię państwową - w pewnym momencie zupełnie wymarło na terenie Indii. W czasach współczesnych zostało wskrzeszone przez masowe konwersje tzw. niedotykalnych, zapoczątkowane przez jednego z twórców indyjskiej konstytucji narodowej - pochodzącego z warstwy dalitów - B. M. Ambedkara. To za jego sprawą w konstytucji znalazł się zapis zakazujący dyskryminacji na podstawie tzw. niedotykalności. Historia samego buddyzmu w Indiach zostanie niedługo opisana w osobnym tekście. 

Bodhtree, czyli drzewo, pod którym Budda miała osiągnąć wyzwolenie (Bodhgaja, stan Bihar)

Podczas panowania brytyjskiego Hindusi weszli pod wpływy wiktoriańskiej obyczajowości, a myśl humanistyczna i koncepcje chrześcijańskie, które zaszczepiane były elitom indyjskim poprzez europejską edukację, doprowadziły do powstania nowych prądów religijnych i filozoficznych. Ich przykładem jest Brahmo Samadź, którego początki związane są z rodziną słynnego indyjskiego noblisty, Rabindranatha Tagorego. Myśl tego ruchu stanowi pewnego rodzaju kontynuację kultu brahmana - bezosobowej zasady wszechświata - zaś jego XIX-wieczni twórcy postanowili odrzucić panujące w tradycyjnym hinduizmie:  wielbienie wizerunków bóstw, ortodoksyjne rytuały bramińskie, system kastowy i zwyczaj palenia wdów na stosie. 

Patrząc historycznie nie należy zapominać o spuściźnie tajemniczych miast dorzecza Indusu, a później kulturze Arjów, która stanowiła źródło Wed, najświętszych i najstarszych pism świętych subkontynentu. Późniejszy rozwój ludowych ruchów pobożnościowych, niosących idee monoteizmu, diametralnie odmienił indyjską religijność, tworząc główne nurty współczesnego hinduizmu (wisznuizm z Wisznu w centrum, śiwaizm z Śiwą w centrum i śaktyzm z Dewi, czyli Najwyższą Boginią w centrum), a także stając się kilkanaście stuleci później przyczynkiem do stworzenia – na styku kultury hinduskiej i muzułmańskiej - sikhizmu, kolejnej monoteistycznej religii. Jej wyznawcy stanowią zaledwie niecałe 2% indyjskiej populacji, jednak nadal to około 23 mln wyznawców, którzy dzięki swym turbanom, a przede wszystkim moralnej postawie, są widocznym elementem indyjskiej mozaiki kulturowej. 

Sikhijski strażnik w kompleksie wokół Złotej Światyni (Amritsar, stan Pendżab)

Istotny ze względów społecznych, ale również odznaczający się dużym znaczeniem religijnym, jest kult Wielkiej Bogini (traktowanej jako Byt Absolutny), który mimo silnie patriarchalnej kultury obecny jest na subkontynencie indyjskim od kilku tysięcy lat, będąc związanym z autochtoniczną kulturą drawidyjską. Określenie "autochtoniczny", które przytaczane jest, gdy chcemy zestawić ze sobą wierzenia rodzime i te, które mają swe źródło na zewnątrz danej grupy, jest dość umowne. Dlaczego? Gdyż dzieje ludzkości to dzieje wielkiej wędrówki, która swe początki miała w Afryce. Debatując na temat Indii kontrastujemy ze sobą aryjskich najeźdźców i drawidyjskich rdzennych mieszkańców, jednak ci ostatni - a raczej ich przodkowie - także przybyli do Indii, tyle że wcześniej, około 2500 lat p. n. e. Skorzystali z tej samej "bramy do Indii" na północnym-zachodzie, którą na półwysep dostawali się wszyscy kolejni najeźdźcy. W każdym razie - wnioskując z kierunku przybycia proto-Drawidów - indyjskie wielbienie Dewi ma prawdopodobnie wspólne źródła z neolitycznym kultem Wielkiej Bogini w dorzeczach Tygrysu i Eufratu. 

Bogini Durga w jednej ze świątyń w Dżajpur (stan Radżasthan)

Pisząc o religiach Indii nie można nie wspomnieć zaratusztrianizmu, który obecny jest tu od dwunastu wieków. Nie będę się w tej chwili jednak rozpisywać na ten temat, gdyż ten ciekawy wątek przedstawiony zostanie w osobnym poście. Jest to dla mnie temat szczególnie ważny ze względu na to, iż zaratusztrianizm, -stanowiący zreformowany mazdaizm - wywodzi się z wierzeń naszych wspólnych proto-indo-europejskich przodków. 

Kościół katolicki w portugalskim stylu (Andżuna, stan Goa)

Opowiadając o Indiach spotykam się czasem z pytaniami, czy Hindusi obchodzą Boże Narodzenie. Cóż mogę odpowiedzieć, indyjscy chrześcijanie celebrują to święto z należnym szacunkiem, jednak dla przeciętnego mieszkańca półwyspu indyjskiego jest to całkiem zwykły dzień. Spędzając ten czas w podróży obawiałam się, że napotkam na problemy w postaci zamkniętych muzeów, jednak nic takiego się nie stało. Za to część przedstawicieli klasy średniej - obeznanych z zachodnimi zwyczajami - wyprawia z tej okazji przyjęcia zapraszając do swego domu przyjaciół. Jest wtedy smaczne indyjskie jedzenie, prezenty, tańce i czasem sztuczne ognie. Wszyscy składają sobie życzenia zaczynając od wesołego "Merry Christmas!". 

 Z drugiej strony trzeba dodać, że hindusi obchodzą lokalne boże narodzenia kilka razy w roku. Nie wynika to jedynie z tak znanego w świecie hinduskiego politeizmu, a raczej henoteizmu, czyli systemu wierzeń, w obrębie którego uznaje się istnienie wielu bogów, lecz jedno transcendentne bóstwo najwyższe, źródło wszelkiego stworzenia. Licznych bogów można porównać tu do chrześcijańskich świętych, którzy są patronami poszczególnych dziedzin. Jednak z racji tego, iż są istotami należącymi do innego, doskonalszego gatunku zamieszkującego planety bardziej rozwinięte niż Ziemia, żyją o wiele dłużej i posiadają niezwykłe zdolności, których brak ziemianom. Niestety tak jak ludzie i zwierzęta przynależą do tzw. świata samsary, a więc nie osiągnęli jeszcze jogicznego wyzwolenia. Po wyczerpaniu się limitu ich dobrych uczynków (karmana) będą musieli przyjąć zwyczajne ludzkie lub zwierzęce ciała. Dopiero całkowite uwolnienie się od pragnienia doczesnych przyjemności może uwolnić ich od narodzin w kolejnych wcieleniach. Ostatecznym celem każdego wędrowca jest życie w doskonałym świecie transcendentnym u boku Boga lub w świetlistym brahmanie, ale to już zależy od doktryny konkretnej szkoły. 

W każdym razie nawet wyznawcy nurtów monoteistycznych potrafią obchodzić narodziny swego bóstwa wiele razy, gdyż - zgodnie z indyjskimi pismami świętymi, tzw. puranami - ze względu na swoje miłosierdzie, pojawia się ono w świecie doczesnym wiele razy, nie tylko na Ziemi, ale też na innych planetach, aby pomóc ich mieszkańcom w walce ze złem. Tym samym w Indiach można wiele razy celebrować jego zstąpienie do świata bogów i ludzi. Zatem na przykład pobożni wisznuici będą obchodzić w styczniu Rama Nawami, a więc urodziny siódmego z głównych objawień bóstwa Wisznu, w czerwcu będą celebrować dzień pojawienia się Narasinhy - czwartego zejścia - a w sierpniu Kryszna Dżanmasthami, czyli narodzenie ósmej awatary Wisznu, które jest hucznie świętowane w całym kraju, nie tylko przez wyznawców tego nurtu. 

Przygotowania do gopudży, czyli adoracji krowy - symbolizującej w hinduizmie matkę - zwyczaju zapoczątkowanego przez Krysznę, syna naczelnika plemienia pasterzy uznawanego za zstąpienie, a czasem źródło Wisznu (Wryndawan, stan Uttar Pradeś)  

Na koniec kilka uwag o odmierzaniu czasu i nie mam tu na myśli słynnego hinduskiego spóźniania się. Tradycyjny, jak i urzędowy indyjski kalendarz oparty jest na systemie lunarnym. Stosują go tylko niektóre instytucje, ale jest on obecny we wszystkich ustawach. Opiera się on na 12 miesiącach i 14 dniach, rozpoczynając się 22 marca. Obecna Era Śaka liczona jest zaś od 78 r. n. e. w nawiązaniu do daty militarnego sukcesu. Ten właśnie kalendarz wyznacza daty religijnych obchodów, których jest bardzo wiele ze względu na liczbę wyznań oraz nurtów w obrębie samego hinduizmu. Brany jest pod uwagę także przy obliczeniach astrologicznych, które potrzebne są w procesie wyboru małżonka przez tradycyjne rody. Również daty samskar, czyli najważniejszych ceremonii rodzinnych związanych z hinduskimi sakramentami wyznaczane są w odniesieniu do kalendarza księżycowego. Dla nas nie jest to wcale takie dziwne, gdyż wiele świąt katolickich w Polsce jest obchodzonych w dniach wyznaczonych właśnie przez kalendarz lunarny, a nie używany na co dzień w naszym kraju solarny. 

Gangadwara, czyli dosłownie 'brama Gangesu', miejsce, do którego pobożni hindusi przybywają, aby zmyć z siebie grzechy poprzez ablucje w świętej rzece. Jest to jedno z pięciu miejsc pielgrzymek w Haridwarze (Haridwar, stan Uttarakhnad)  








ICCR i życie w akademiku

Zanim przejdę do innych tematów, chciałam dodać jeszcze coś na temat zasad programu stypendialnego prowadzonego przez ICCR (Indian Council for Cultural Ralations). Informacje oczywiście mogą nie być aktualne, dotyczą jedynie moich własnych doświadczeń. Tutaj natomiast powinny znajdować się bieżące wskazówki dotyczące stypendiów: http://www.iccrindia.net/scholarshipschemes.html. ICCR nie zajmuje się jednak jedynie przyznawaniem dofinansowania dla studentów. To przede wszystkim instytucja, która wspiera życie kulturalne. Organizuje taneczne recitale, koncerty, wystawy malarskie itp. Filmowe relacje z tego typu wydarzeń można obejrzeć dzięki kanałowi prowadzonemu w serwisie Youtube: http://www.youtube.com/user/iccrindelhi. Poniżej kilkuminutowy materiał promocyjny pokazujący, czym i dlaczego zajmuje się ICCR:




Pierwsza ważna informacja to to, iż program nie obejmował zwrotu kosztów przelotu. W przeciwieństwie do programu stypendialnego oferowanego przez Kendriya Hindi Sansthan (http://khsindia.org/index.php?lang=en), z którego korzysta większość wrocławskich studentów indologii, ICCR nie kupuje biletów lotniczych dla swoich polskich stypendystów. Procedura aplikowania w tej instytucji - KHS - jest też prostsza, ale nie ma żadnego wyboru w zakresie kierunku i miejsca studiów. Mimo iż Centralny Instytut Hindi (KHS, ang. CIH) posiada dziewięć ośrodków na terenie całego kraju, stypendia przeznaczone są tylko na naukę w Agrze, a przedmiot studiów to oczywiście język hindi. Co prawda obcokrajowcy mogą podjąć studia także w innych miejscach, jednak muszą sami je sobie sfinansować lub skorzystać z innego stypendium, na przykład proponowanego przez ICCR. Poniżej film upamiętniający Złoty Jubileusz KHS (niestety narracja tylko w hindi): 



Wracając jednak do stypendiów ICCRu, pokrywa ono koszt czesnego i wszelkich opłat uniwersyteckich. Raz na semestr studenci otrzymują też parę tysięcy rupii na książki, a w każdym miesiącu przelewane jest na konto kieszonkowe - chyba 4500 Rs. - z czego po opłaceniu stołówki w akademiku (2300 Rs. za miesiąc) zostaje ponad 2 000 na własne wydatki. Na każdym piętrze znajduje się mała wspólna kuchnia z lodówką, mikrofalówką, zlewem, czajnikiem elektrycznym i  jednopalnikową kuchenką, więc na upartego można kupić garnek i samemu sobie gotować. Niestety opłata za jedzenie w stołówce jest obowiązkowa. Dodatkowo ICCR płaci za akademik lub - gdy ktoś zdecyduje się na zamieszkanie na zewnątrz - przekazuje pieniądze na wynajem w postaci ryczałtu wynoszącego  ok. 5 000 Rs. Ta kwota starcza na wynajęcie bardzo małego prostego pokoju lub złożenie się ze znajomymi na mieszkanie. W tym drugim przypadku trzeba jednak raczej jeszcze coś od siebie dołożyć. Wszystko zależy od dzielnicy i standardu. 

Szczerze mówiąc uważam w tej chwili, że to drugie  rozwiązanie jest najlepsze. Nawet, jeśli jest się zmuszonym dojeżdżać na uczelnię 40 minut metrem każdego dnia. Z drugiej strony w okolicy jest wiele osiedli mieszkaniowych, które wewnątrz wyglądają całkiem przyzwoicie. Poniżej zdjęcie z osiedla Vasant Kunj, gdzie mieszkają nasi znajomi. To co prawda południowa część miasta, z której bliżej jest do Południowego Kampusu, ale dla chcącego nic trudnego. Metro w Delhi jest szybkie i niedrogie, szczególnie, gdy wykupi się kartę. Wtedy nie trzeba za każdym razem stać w kolejce do kasy, a przejazdy są tańsze. W każdym razie w okolicach Północnego Kampusu też można znaleźć osiedla podobne do tego na zdjęciu.  

Fot. Shilpa Sharma. Źródło: http://www.sodelhi.com//images/jreviews/1261_so-delhi-vasant-kunj2-1362045069.jpg


Jednak jak już wspominałam w poprzednich postach, życie w akademiku ma swoje dobre strony. W cenie jest wifi (dość słabe), stara siłownia, klimatyzowana czytelnia, mała biblioteczka - również z filmami na płytach DVD - uroczyste obchody świąt, darmowy autobus do naszego kampusu i towarzystwo studentek z całego świata, głównie z Azji (Kazachstan, Tadżykistan, Gruzja, Afganistan, Iran, Korea, Wietnam, Tajlandia, Kambodża, Mongolia, Indonezja itd.) i Afryki, w tym większość z hinduskich rodzin mieszkających poza Indiami (Mauritius, Fidżi, Zanzibar, Bali itd.). Dziewczyny są w różnym wieku, także między 30- i 40-letnie stypendystki ICCRu, które postanowiły odmienić swoje życie lub dokształcić się iw ogóle różnej maści doktorantki.

Dlaczego w ogóle wybrałam Delhi? Ze względu na hindi, którego uczyłam się w przeszłości. Uznałam, że będzie tu lepsza sposobność, aby obcować z tym językiem niż w jakiejś innej części kraju, może bardziej urokliwej i spokojniejszej. Na uczelniach z pewnością wszędzie jest hindi, bo to niemal tak jak u nas filologia polska. Jednak tutaj nadarza się więcej okazji, aby używać tego języka na co dzień na ulicy, na przykład podczas wizyty u krawca czy sprzedawcy warzyw; w trakcie spotkań towarzyskich u znajomych Indusów, którzy po kilku głębszych świątecznych kieliszkach płynnie - niemalże nieświadomie - przechodzą z angielskiego na hindi lub skaczą pomiędzy oboma językami. Zrelaksowani zapominają, iż wśród gości znajdują się obcokrajowcy. Szczerze mówiąc to bardzo mnie to cieszy, gdyż zwykle rozmowy toczą się po angielsku, jako że tak jest najłatwiej. Są to więc nieliczne okazje pozwalające na swobodną praktykę hindi wśród przyjaciół.


W odwiedzinach w indyjskim domu (Mayapur k. Nawadwip, Bengal Zachodni)

Wieczorne spotkania towarzyskie to jedna z tych rzeczy, które staja się dość skomplikowane, gdy mieszka się w akademiki, przynajmniej takim jak mój. Teoretycznie możemy wracać o godz. 23, ale w praktyce wygląda to trochę inaczej. W trakcie kolacji, czyli między godz. 20 a 21 trzeba wpisać się w stołówce do specjalnej książki i po dokonaniu tego zostaje mało czasu, aby jechać do centrum i wrócić przed 23. Nie jest więc możliwe, aby iść do kina na wieczorny seans, a wieczorne spotkanie z przyjaciółmi trwa w takim przypadku około godziny, czyli dość krótko. Część studentek radzi sobie w takiej sytuacji podpisując się nawzajem, ale wtedy trzeba mieć zaufaną osobę w akademiku i zdecydować się na nielegalne działanie. Inna możliwość to spędzenie nocy poza murami akademika, ale to wiąże się z biurokratyczną drogą i jest regulaminowo ograniczone do kilku nocy na zewnątrz. Poza tym zmusza do znalezienia sobie zastępczego noclegu.

Jest jeszcze taka jedna atrakcja, która wynika z bycia stypendysta ICCRu, mianowicie organizują oni dla swoich beneficjentów wyjazdy objazdowe po ciekawych miejscach w Indiach. Są to tanie wycieczki, których koszt ostatecznie zwracany jest przez organizatora. Początkowa zapłata stanowi zapewne gwarancję, iż dana osoba nie zrezygnuje w ostatniej chwili z wyjazdu. Słyszałam od osób, które brały udział w tego typu wyjazdach, że warto skorzystać, bo wycieczki są naprawdę udane i pozwalają zobaczyć takie odległe zakątki Indii, jak mój wymarzony Nagaland czy Assam. Natomiast samodzielne podróże - kiedy mieszka się w akademiku - obłożone są pewnymi ograniczeniami. Jeśli chce się wyjechać, to trzeba złożyć wcześniej podanie do dyrekcji akademika. Formularz, który należy przygotować zawiera pole na zgodę instytutu na ów wyjazd. Dotyczy to jedynie wycieczek w trakcie dni zajęć, podczas ferii lub świąt wystarczy akceptacja opiekunki akademika. Nie ma tu znaczenia, czy aplikantka ma 25 lub 38 lat, pozwolenie musi zostać uzyskane. Oczywiście w praktyce nikt nie utrudnia podróżowania w czasie wolnym, trzeba jednak pamiętać o załatwieniu owych formalności.

Induska rodzina oczekująca na peronie na pociąg



Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.