Zaratusztrianizm a bóstwa wedyjskie i hinduskie

Zajmując się religiami Indii nie można zapomnieć o obecności Parsów, spośród których wywodził się wielki duchowy przywódca Indii, Mahatma Gandhi. Inny znany potomek parsów to słynny muzyk - lider zespołu Queen – Freddie Mercury (Farrokh Bulsara), który swe młodzieńcze lata spędził w szkole w Gudżaracie, kolebce indyjskiego zaratusztrianizmu. Parsowie, zwani w Indiach Farsi przybyli na półwysep indyjski w VIII w. z powodu prześladowań ze strony muzułmanów w rodzimej Persji. Ich religia – zaratusztrianizm - powstała w obrębie tamtejszej gałęzi kultury aryjskiej. Jedna grupa Arjów przybyła do Indii, druga zaś na tereny dzisiejszego Iranu. Tam właśnie powstała słynna Awesta, święta księga zaratusztrianizmu i mazdaizmu, skomponowana w języku awestyjskim, siostrzanym do sanskrytu. Arjowie przynieśli ze sobą nie tylko mowę, ale i wierzenia, w tym kult boga ognia, który - utożsamiony z Bogiem Najwyższym - stanowi bóstwo zaratusztrianizmu, a w przeszłości w pewien sposób - jako pośrednik między ludźmi a bogami – było centralnym bóstwem ceremonii wedyjskich. Twórcą tej staroperskiej monoteistycznej religii był Zaratusztra - żyjący między XIII a VI w. p. n. e. - jeden z kapłanów mazdaizmu, który doznał objawienia i zreformował wcześniejszą tradycję.



Mały Freddie Mercury. Źródło: http://freddiemercury4ever.wordpress.com/childhood-photos/.

Odwiedzając parę lat temu Mumbaj miałam okazję trafić na ważny dzień dla tamtejszych Parsów. Była to 300 rocznica konsekracji świątyni Banadżi Atasz Behram położonej w południowej części miasta. Oficjalnie jest to najstarsza agiary w mieście, założona przez bogatego biznesmena, którego nazwisko upamiętnione zostało w nazwie tego przybytku. Budynek - strawiony przez pożar w 1803 r. - został odbudowany dzięki szczodrym datkom wiernych. Najbiedniejsi przynosili jajka, które wykorzystano do przygotowania zaprawy. Niestety do środka mogą wchodzić tylko wyznawcy, więc mogłam jedynie cieszyć się atmosferą obchodów z zewnątrz. Na szczęście ze świątyni wydobywał się niezwykły zapach palonych ofiar, a okolicę przepełniał dźwięk recytacji Awesty.

W Mumbaju znajduje się około pięćdziesięciu zaratusztriańskich agiar, nazywanych potocznie świątyniami ognia. Należy jednak pamiętać, iż żywioł ten symbolizuje dla wyznawców Boga Najwyższego, Ahura Mazdę. Dziesięć spośród miejsc kultu Parsów obecnych w stolicy bollywoodu posiada ogień najwyższego stopnia. Jedną z nich jest właśnie agiary ufundowana przez Setha Banadżiego Limdżiego, w której po restauracji 1945 r. konsekrowano płomień Atasz Behram. Najniższy stopień świętego ognia to Atasz Dadgah, kolejny to Atasz Adaran ('ogień ogniów'), którego zainicjowanie wymaga bardziej złożonego ceremoniału. Atasz Behram to tzw. 'ogień zwycięstwa'. Do jego ustanowienia wymagane jest szesnaście źródeł o różnym charakterze, jak na przykład ogień ze stosu pogrzebowego. W ceremonii bierze udział aż trzydziestu dwóch kapłanów, a każdy użyty płomień przechodzi uprzednio osobny rytuał. Dodać należy, iż w przeszłości kult nie polegał na świątynnej ceremonii. Z pierwszej księgi Historii Herodota wiemy, iż w połowie V w. p. n. e. wznoszono kopce, na których palono święty ogień na świeżym powietrzu. Dziś niestety dostęp do nabożeństwa jest bardzo ograniczony i nie mogą w nim uczestniczyć nawet zaratusztrianie, których małżonkowie są wyznawcami innych religii. Sprawa wygląda tak przynajmniej w Indiach, choć jest poddawana dyskusji, szczególnie po incydencie, gdy wzbroniono jednej ze znanych indyjskich aktorek udziału w ceremonii pogrzebowej jej ojca.



Domowa ceremonia zoroastriańska. Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/65/Parsi-jashan-ceremony-1.jpg. 


Co ciekawe, uważa się, iż religia ta w przeszłości w wyraźny sposób wpłynęła na judaizm, a przez to pośrednio na chrześcijaństwo i islam. Koncepcje takie jak: Bóg i Diabeł - w mazdaizmie Ahura Mazda i Angra Mainju, Duch Święty - Spenta Mainju, niebo i piekło, mają swe źródło w religii powstałej jako zreformowana wersja dawnych wierzeń Indo-Europejczyków, bratnich religii Słowian. W zaratusztrianizmie występuje trójca bóstw: Ahura Mazda (sanskrycki Asura Medha, medha, czyli 'inteligencja', 'mądrość') - bóstwo ognia, Mithra (sanskrycki Mitra, od słowa mitra, czyli 'przyjaźń') - bóstwo słońca, utożsamiane z greckim Heliosem i Apam Napat (sanskryckie Apam Napat, czyli 'syn wody') – bóstwo wody, porównywane z rzymskim Neptunem.



Ahura Mazda pokonuje Angra Maonju. Źródło: http://zoroastrians.net/2009/04/page/2/. 

Kult Mitry - drogą prostą z Persji - trafił do Rzymu, gdzie zaczął szerzyć się w I w., aby zostać po kilku stuleciach włączony do państwowego kanonu religijnego. Data 25 grudnia, która została symbolicznie przyjęta jako dzień narodzin Jezusa, była wcześniej dniem narodzin Mitry, boga słońca, a u nas Słowian okresem Szczodrych Godów, jednego z dwóch głównych świąt na cześć słonecznego przesilenia: pożegnania starego Swaroga i powitania młodego Swarożyca czy Dażboga.To także czas Kolędy (niegdyś Kolendy), najdłuższej nocy, której patronem był Weles, władca ciemności utożsamiany z wedyjskim Waruną. Te "wędrówki bogów" są zaprawdę fascynujące. W Persji Mitra, czyli bóg słońca i światłości, a także patron wszelkich porozumień został w okresie panowania zaratusztrianizmu jako religii państwowej uznany za jedną z najważniejszych emanacji Ahura Mazdy. W Indiach Mitra także uznawany jest za bóstwo solarne, a przede wszystkim opiekuna umów, w Rygwedzie przyjaciela Waruny. Ten ostatni zaś, będący w Wedach bóstwem prawa i sprawiedliwości, któremu przypisywano wtedy większą rangę niż w dzisiejszym hinduizmie, wiązany jest od dawna przede wszystkim z wodą. Badaczka zaratusztrianizmuMary Boyce łączy bóstwo Apam Napat z indyjskim Waruną poprzez proto-indo-irańskie vouruna, z którego może pochodzić perskie vouru-kasa, czyli 'świetlisty ocean' (M. Boyce, 2002, Encyclopaedia Iranicahasło: Ahura Mazda. Nowy Jork: Mazda Pub). 

W zasadzie to kult tych trzech postaci nie jest ciągły. Od czasów Darajawahusa (ok. 550–486 p. n. e.), czyli słynnego perskiego imperatora z dynastii Achamenidów, znanego dziś w krajach zachodnich jako Dariusz I Wielki aż do Artakserksesa II (perskie Ardaszir...??? - niestety nie znam tego języka) wielbiono Ahura Mazdę samego. Ach, jak ja uwielbiam to europejskie - tutaj akurat pochodzenia greckiego - nazewnictwo perskich władców i dynastii. Czy współcześni niewyspecjalizowani krytycy irańskich imigrantów zdają sobie sprawę z tego, że to potomkowie tych słynnych ludów, o których uczą się w szkołach? Czy niespecjaliści łączą słynnego Dariusza I - imperatora porównywanego do Aleksandra Macedońskiego - i jego starożytne miasta z rurami kanalizacyjnymi ukrytymi pod ziemią z dzisiejszym Iranem? Czy indyjscy Farsi kojarzą nam się ze słynną Dynastią Achamenidów (w perskim po prostu Parsa), o której słyszeliśmy na lekcjach historii? I jeszcze do tego wszystkiego, żeby ktoś uświadomił nam, że jako Słowianie jesteśmy blisko spokrewnieni z owymi Achamenidami, że nasi przodkowie mieli wspólne wierzenia i wspólnych protoplastów.

Wracając jednak do zmian w kulcie za czasów Artakserksesa II, za panowania tego władcy Ahura Mazdę zaczęto czcić w triadzie z Mithrą i żeńską Anahitą. Tożsamość tej ostatniej postaci to bardzo ciekawy wątek. Określana jest jako bóstwo wody - Apan (sanskryckie apas, u zaratusztrian w Gudżaracie bogini Awa), a pełne jej imię to Aredwi Sura Anahita, przy czym ostatnie dwa człony to awestyjskie dodatki. Według badacza Hermana Lommla - autora pracy Anahita-Sarasvati (1954) - Aredwi jest powiązana z sanskrycką Saraswati, która do dziś w Indiach zajmuje poczesne miejsce, będąc czczoną jako bogini nauki. Proto-irański odpowiednik w postaci Harahwati i sanskrycka Saraswati to imiona wywiedzione z indo-irańskiego Harahwti. Nazwa ta odnosiła się do regionu współczesnego Kandaharu (Afganistan) i części Pakistanu (niegdyś Indie), czyli greckiej Arachozji (grecki 'kraj Arjów'). Bogini Aredwi - podobnie jak Saraswati - miała odżywiać uprawy i stada. Czczona była zarówno jako rzeka (przez krainę tę do dziś płynie 400-kilometrowa rz. Arghandab), jak i bóstwo (Boyce 1983:1003). Postać Anahity nie występowała w starszym języku awestyjskim, a w samej Aweście pojawia się tylko dwukrotnie. Natomiast wzmianki o niej znajdują się w staroperskich dokumentach przedawestyjskich. Jej postać była popularniejsza w zachodniej części Iranu niż we wschodniej, zatem tam zapewne znaleźć można źródła jej kultu (według pracy Alberta de Jonga Traditions of the Magi. Zoroastrianism in Greek and Latin literature, s. 105). Bogini utożsamiana jest również z Isztar, lecz nie będę się tu już nad tym rozwodzić. Wątek Aredwi Sury Anahity pozostawiam niedokończony, niech stanie się zachętą do dalszych samodzielnych poszukiwań. Dodam tylko, że słowiańska Matka Ziemia także bywa łączona z Aredwi Surą Anahitą.


Awesta: Jasna, 28.1. Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Bodleian_J2_fol_175_Y_28_1.jpg.

W kontekście zaratusztrianizmu warto wspomnieć także o tak zwanych Jazatach, czyli istotach, które mają stanowić spersonifikowane żywioły i inne naturalne zjawiska. Dzieli się je na niebiańskie - m. in. Mitra - i ziemskie, np. Uszah (sanskryckie Uszas), czyli Jutrzenka, Waju (w sanskrycie tak samo), czyli Wiatr oraz Zam, czyli Ziemia. Słowo jazata znaczy po prostu 'godny czczenia' i oznacza boskość. Ponadto ma wspólne pochodzenie z sanskryckimi jadż ('wielbić') i jadżnia ('ofiara'). J Pokorny, autor Vergleichendes Wörterbuch der Indogermanischen Sprachen (1930), porównawczego słownika języków indoeuropejskich - wskazuje również na wspólne korzenie z greckim hagio.

Wyjaśnić należy, że dawni Persowie uznawali cały szereg bóstw (awestyjskie daeva i sanskryckie deva), które zostały znane przez Zaratusztrę za fałszywych bogów (stąd pasztuńskie i kurdyjskie dew – 'demon', 'potwór' i perskie div - 'demon'). Jednak pochodzenie awestyjskiego daeva pochodzi od proto-indo-irańskiego deva, czyli 'bóg'. W Wedach mamy do czynienia z dwoma skonfliktowanymi generacjami bogów: starszymi asurami i młodszymi dewami, którzy w późniejszym hinduizmie określani są mianem demonów i bogów, zaś w zaratusztrianizmie odwrotnie, w wyniku reformy Zaratusztry to dewowie (daeva) uznani zostali ostatecznie za demony, zaś trzej asurowie (ahura) - Ahura Mazda, Mithra i Apam Napat - wyniesieni na piedestał.

Dzisiejsze rozważania zachęciły mnie do napisania kolejnego postu, w którym zestawię bóstwa słowiańskie z wedyjskimi i hinduskimi. Nie będę jednak snuć domysłów, a posiłkować się wnioskami z badań specjalistów, szczególnie tych od religii proto-indoeuropejskich.


 Zaratusztriańska świątynia Udwada Atasz Behram (Udwada, Gudżarat). Źródło: 
http://khushboogujaratki.blogspot.com/2011/03/udvada.html.



Ruch drogowy i małpy

Minęło trochę czasu od mojego ostatniego wpisu, lecz zbliża się koniec semestru w Polsce i musiałam zając się sprawdzaniem prac zaliczeniowych studentów. W czasach globalnej sieci internetowej prowadzenie zajęć na odległość nie jest problemem. Szczególnie, gdy ma się do czynienia z prywatną nowoczesną uczelnią, jaką jest DSW. Szkoła posiada interaktywną platformę pozwalającą brać udział w zajęciach on-line. Niestety zaliczenia pozostają zaliczeniami i każda ze stron musi wywiązać się ze swojej części roboty. W każdym razie polecam prowadzony przez nas (Instytut Studiów Azjatyckich i DSW)jednoroczny podyplomowy kierunek Kultura Indii i Tybetu (http://www.dlakandydata.dsw.edu.pl/oferta-edukacyjna/studia-podyplomowe/wydzial-nauk-spolecznych-i-dziennikarstwa/kultura-indii-i-tybetu/), którego jestem koordynatorem. W zeszłym roku w ramach zorganizowanego przez nas dnia otwartego studiów wystąpił z gościnnym koncertem indyjsko-niemiecki zespół muzyczny Dhun z Drezna z prof. Subhendu Ghoshem z Delhi na czele. Poniżej relacja z drugiego koncertu, który odbył się na Uniwersytecie Wrocławskim w Katedrze Muzykologii.

http://www.youtube.com/watch?v=pdsZw_ki5Kc

Wracając jednak do Delhi, ostatnio mam serdecznie dość warunków drogowych w moim obecnym mieście. Indyjski ruch uliczny to obszerny i emocjonujący temat. Jak to wygląda na co dzień? Czasem korek uniemożliwia jazdę, bo kierowcy - przynajmniej na pierwszy rzut oka - nie stosują się do żadnych przepisów drogowych. Momentami wydaje mi się, że chyba jedyną zasadą jest głośne trąbienie, kiedy przejeżdża się obok innego pojazdu. Pewnego razu na ulicy prowadzącej do naszego akademika wszystkie pojazdy stanęły, bo na środku drogi ugrzęzły w poprzek dwa samochody, które chciały skręcić. Zostały jednak zablokowane przez inne pojazdy nadjeżdżające ze wszystkich stron. Sytuacja była patowa, bo tu każdy chce jechać do przodu, nikt zaś nie chce się wycofać. Podobnie jest w metrze. Czasem jest trudno wyjść z pociągu, gdyż ludzie siłą próbują wejść do środka. Jedna masa prze na zewnątrz, a druga do środka. Bywa, że ktoś ugrzęźnie pomiędzy tymi dwoma grupami gubiąc but. Tak jest szczególnie w weekendy. Normalnie można komfortowo podróżować w sektorze dla kobiet. 


Konsumpcja skradzionego loda. W roli głównej... prawdopodobnie makak indyjski (Macaca radiata) występujący na południu kraju (Mamallapuram, Tamilnadu).
Co do małp, to są tu dwa gatunki. Indusi zwą jedne czerwonym, a drugie białymi. Czerwone, czyli makak rezus, zwany też po prostu rezusem (Macaca mulatt). To jego przedstawiciel miał polecieć w kosmos w 1959 r.


Rezus imieniem Sam, która pilotowała w 1959 r. statek kosmiczny Little John 2. Źródło: NASA Johnson Space Center, udostępnione w Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Monkey_Sam_Before_The_Flight_On_Little_Joe_2.jpg.
Rezusy żyją w wielu miastach, gdzie parają się kradzieżami. Generalnie próbują zdobyć w ten sposób pożywienie, ale nie wiem z jakiego powodu kradną i niszczą okulary, komórki i aparaty fotograficzne. Kiedyś myślałam, że robią to, aby zamienić towar na banany lub na czyjeś zlecenie, ale nie jest to prawdą. Widziałam na własne oczy, jak skaczą na ludzi, zabierają okulary i chwilę później je rozbijają, nie zostawiając czasu na jakiekolwiek propozycje handlowe czy negocjacje. Czasami jest niebezpiecznie, bo można natknąć się na małe stadko małp. Trzy tygodnie temu spędzałyśmy weekend we Wryndawan, znanym miejscu pielgrzymek hinduistów z całego kraju i świata. Tam jest wiele małp i nawet na naszym tarasie nie byłyśmy bezpieczne, bo małpy daleko skaczą i sprawnie wspinają się. Każdego dnia zrzucały mi pranie ze sznurka i czasem myślałam, że bezpowrotnie straciłam jakąś część garderoby. Raz bardzo się przestraszyłam, gdyż jeden rezus - który wszedł do pokoju sąsiadów, zezłościł się, kiedy chciałam go stamtąd przepędzić, i zaczął mnie gonić. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy uciekałam. Na szczęście udało mi się w porę schować w pokoju i zamknąć dobrze drzwi. One nie są bardzo duże, ale mogą ugryźć, a to nie jest bezpieczne ze względu na ryzyko zarażenia wścieklizną. W Delhi na szczęście nie spotyka się małpy na ulicach, a te w parku uniwersyteckim są najedzone i pokojowo usposobione. 


Co do tzw. białych małp, to mowa tu o hulmanie zwyczajnym (Semnopithecus entellus), zwanym też hanumanem - choć osobiście uważam,  że legendarny Hanuman należał do gatunku orangutanów, które kiedyś żyły także na terenie Indii -a tłumacząc z angielskiego, langurem szarym. Małpy te żyją raczej poza miastem, są trochę większe i przyjazne, jakby dostojniejsze. 


Autor: Bernard Gagnon, Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/1/1d/Semnopithecus_priam.jpg/800px-Semnopithecus_priam.jpg.
Hulmany na murach drogi prowadzącej z fortu Amber do fortu Dżajgarh. 


Hanuman we mgle na górskiej trasie prowadzącej do śiwaickiej świątyni Nilkantha Mahadewa (okolice Riszikeś, Uttarakhand).

Religie Indii w skrócie

Obiecałam ostatnio, że koniec z pisaniem o indyjskiej biurokracji - choć od tego pewnie na stałe nie ucieknę - więc dziś krótki post na temat religii w Indiach. Nie będzie to tekst szczegółowy, który mógłby posłużyć osobom poważnie zainteresowanym tym tematem. To zaledwie nakreślenie ram, w obrębie których można się poruszać, które można z czasem wypełnić treścią. Jednak dla osób, które niewiele wiedzą na temat życia religijnego Indusów czy dla tych, którzy sądzą, iż wszyscy na subkontynencie indyjskim wyznają hinduizm, może być to wartościowa notatka. Kiedyś spotkałam się z opinią jednego polskiego doktora socjologii, że w Indiach zapewne nie ma muzułmanów, gdyż wszyscy zostali wypędzeni przy wydzielaniu Pakistanu. Odparłam, że owszem, wielu wyjechało, ale odrobinę zostało i ta garstka wyznawców Mahometa liczy sobie jedynie 150 mln., czyli 12,5 % indyjskiej populacji (więcej na temat muzułmanów w Indiach w osobnym rozdziale) Podsumowując mój wstęp, osoby zainteresowane będą wiedzieć po przeczytaniu niniejszego postu, czego szukać. 

Działający meczet w obrębie kompleksu Tadż Mahal (Agra, stan Uttar Pradeś)

Większość mieszkańców Indii, bo około 78 %, to hinduiści, co jednak może być dla nas mylące, gdyż – jak podaje prof. J. L. Brocinkton w swojej książce Święta nić hinduizmu – nie jest to jeden system religijny, a zbiór różnych indyjskich religii. Według autora na podobnej zasadzie moglibyśmy używać określenia jordanizm, które tyczyłoby się: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Religie Indii opisywać można skupiając się na poszczególnych wyznaniach, ale też na nurtach i szkołach samego hinduizmu. Warto zorientować się, jak rozkładają się proporcje, jeśli chodzi o wyznawców poszczególnych religii w obrębie indyjskiej populacji (na podstawie powszechnego spisu ludności z 2001 r.): 
hinduiści - 80,5% (800 mln) 
muzułmanie - 13,4% 
chrześcijanie - 2,3% 
sikhowie - 1,3%
buddyści - 0,8% 
dżiniści - 0,4 % 
żydzi, zaratustrianie i bahaiści... 
Należy dodać, że w Indiach znajdują się największe na świecie zbiorowości sikhów, dżinistów, zaratustrian i bahaistów Ponadto społeczność muzułmańska jest trzecią największą pośród krajów niemuzułmańskich. 

Mnich przebierający posąg Buddy w świątyni wybudowanej obok drzewa, pod którym założyciel buddyzmu miał osiągnąć oświecenie (Świątynia Mahabodhi, Bodhgaja, stan Bihar)   

Indie to historyczne miejsce narodzin i rozwoju buddyzmu, a dziś także siedziba wielu koloni tybetańskich i niezmiennie główne miejsce pielgrzymek buddystów z całego świata. Wyznanie to (osobiście wolę określenie filozofia) - stanowiące w okresie panowania legendarnego cesarza Aśoki (III w. p. n. e.) religię państwową - w pewnym momencie zupełnie wymarło na terenie Indii. W czasach współczesnych zostało wskrzeszone przez masowe konwersje tzw. niedotykalnych, zapoczątkowane przez jednego z twórców indyjskiej konstytucji narodowej - pochodzącego z warstwy dalitów - B. M. Ambedkara. To za jego sprawą w konstytucji znalazł się zapis zakazujący dyskryminacji na podstawie tzw. niedotykalności. Historia samego buddyzmu w Indiach zostanie niedługo opisana w osobnym tekście. 

Bodhtree, czyli drzewo, pod którym Budda miała osiągnąć wyzwolenie (Bodhgaja, stan Bihar)

Podczas panowania brytyjskiego Hindusi weszli pod wpływy wiktoriańskiej obyczajowości, a myśl humanistyczna i koncepcje chrześcijańskie, które zaszczepiane były elitom indyjskim poprzez europejską edukację, doprowadziły do powstania nowych prądów religijnych i filozoficznych. Ich przykładem jest Brahmo Samadź, którego początki związane są z rodziną słynnego indyjskiego noblisty, Rabindranatha Tagorego. Myśl tego ruchu stanowi pewnego rodzaju kontynuację kultu brahmana - bezosobowej zasady wszechświata - zaś jego XIX-wieczni twórcy postanowili odrzucić panujące w tradycyjnym hinduizmie:  wielbienie wizerunków bóstw, ortodoksyjne rytuały bramińskie, system kastowy i zwyczaj palenia wdów na stosie. 

Patrząc historycznie nie należy zapominać o spuściźnie tajemniczych miast dorzecza Indusu, a później kulturze Arjów, która stanowiła źródło Wed, najświętszych i najstarszych pism świętych subkontynentu. Późniejszy rozwój ludowych ruchów pobożnościowych, niosących idee monoteizmu, diametralnie odmienił indyjską religijność, tworząc główne nurty współczesnego hinduizmu (wisznuizm z Wisznu w centrum, śiwaizm z Śiwą w centrum i śaktyzm z Dewi, czyli Najwyższą Boginią w centrum), a także stając się kilkanaście stuleci później przyczynkiem do stworzenia – na styku kultury hinduskiej i muzułmańskiej - sikhizmu, kolejnej monoteistycznej religii. Jej wyznawcy stanowią zaledwie niecałe 2% indyjskiej populacji, jednak nadal to około 23 mln wyznawców, którzy dzięki swym turbanom, a przede wszystkim moralnej postawie, są widocznym elementem indyjskiej mozaiki kulturowej. 

Sikhijski strażnik w kompleksie wokół Złotej Światyni (Amritsar, stan Pendżab)

Istotny ze względów społecznych, ale również odznaczający się dużym znaczeniem religijnym, jest kult Wielkiej Bogini (traktowanej jako Byt Absolutny), który mimo silnie patriarchalnej kultury obecny jest na subkontynencie indyjskim od kilku tysięcy lat, będąc związanym z autochtoniczną kulturą drawidyjską. Określenie "autochtoniczny", które przytaczane jest, gdy chcemy zestawić ze sobą wierzenia rodzime i te, które mają swe źródło na zewnątrz danej grupy, jest dość umowne. Dlaczego? Gdyż dzieje ludzkości to dzieje wielkiej wędrówki, która swe początki miała w Afryce. Debatując na temat Indii kontrastujemy ze sobą aryjskich najeźdźców i drawidyjskich rdzennych mieszkańców, jednak ci ostatni - a raczej ich przodkowie - także przybyli do Indii, tyle że wcześniej, około 2500 lat p. n. e. Skorzystali z tej samej "bramy do Indii" na północnym-zachodzie, którą na półwysep dostawali się wszyscy kolejni najeźdźcy. W każdym razie - wnioskując z kierunku przybycia proto-Drawidów - indyjskie wielbienie Dewi ma prawdopodobnie wspólne źródła z neolitycznym kultem Wielkiej Bogini w dorzeczach Tygrysu i Eufratu. 

Bogini Durga w jednej ze świątyń w Dżajpur (stan Radżasthan)

Pisząc o religiach Indii nie można nie wspomnieć zaratusztrianizmu, który obecny jest tu od dwunastu wieków. Nie będę się w tej chwili jednak rozpisywać na ten temat, gdyż ten ciekawy wątek przedstawiony zostanie w osobnym poście. Jest to dla mnie temat szczególnie ważny ze względu na to, iż zaratusztrianizm, -stanowiący zreformowany mazdaizm - wywodzi się z wierzeń naszych wspólnych proto-indo-europejskich przodków. 

Kościół katolicki w portugalskim stylu (Andżuna, stan Goa)

Opowiadając o Indiach spotykam się czasem z pytaniami, czy Hindusi obchodzą Boże Narodzenie. Cóż mogę odpowiedzieć, indyjscy chrześcijanie celebrują to święto z należnym szacunkiem, jednak dla przeciętnego mieszkańca półwyspu indyjskiego jest to całkiem zwykły dzień. Spędzając ten czas w podróży obawiałam się, że napotkam na problemy w postaci zamkniętych muzeów, jednak nic takiego się nie stało. Za to część przedstawicieli klasy średniej - obeznanych z zachodnimi zwyczajami - wyprawia z tej okazji przyjęcia zapraszając do swego domu przyjaciół. Jest wtedy smaczne indyjskie jedzenie, prezenty, tańce i czasem sztuczne ognie. Wszyscy składają sobie życzenia zaczynając od wesołego "Merry Christmas!". 

 Z drugiej strony trzeba dodać, że hindusi obchodzą lokalne boże narodzenia kilka razy w roku. Nie wynika to jedynie z tak znanego w świecie hinduskiego politeizmu, a raczej henoteizmu, czyli systemu wierzeń, w obrębie którego uznaje się istnienie wielu bogów, lecz jedno transcendentne bóstwo najwyższe, źródło wszelkiego stworzenia. Licznych bogów można porównać tu do chrześcijańskich świętych, którzy są patronami poszczególnych dziedzin. Jednak z racji tego, iż są istotami należącymi do innego, doskonalszego gatunku zamieszkującego planety bardziej rozwinięte niż Ziemia, żyją o wiele dłużej i posiadają niezwykłe zdolności, których brak ziemianom. Niestety tak jak ludzie i zwierzęta przynależą do tzw. świata samsary, a więc nie osiągnęli jeszcze jogicznego wyzwolenia. Po wyczerpaniu się limitu ich dobrych uczynków (karmana) będą musieli przyjąć zwyczajne ludzkie lub zwierzęce ciała. Dopiero całkowite uwolnienie się od pragnienia doczesnych przyjemności może uwolnić ich od narodzin w kolejnych wcieleniach. Ostatecznym celem każdego wędrowca jest życie w doskonałym świecie transcendentnym u boku Boga lub w świetlistym brahmanie, ale to już zależy od doktryny konkretnej szkoły. 

W każdym razie nawet wyznawcy nurtów monoteistycznych potrafią obchodzić narodziny swego bóstwa wiele razy, gdyż - zgodnie z indyjskimi pismami świętymi, tzw. puranami - ze względu na swoje miłosierdzie, pojawia się ono w świecie doczesnym wiele razy, nie tylko na Ziemi, ale też na innych planetach, aby pomóc ich mieszkańcom w walce ze złem. Tym samym w Indiach można wiele razy celebrować jego zstąpienie do świata bogów i ludzi. Zatem na przykład pobożni wisznuici będą obchodzić w styczniu Rama Nawami, a więc urodziny siódmego z głównych objawień bóstwa Wisznu, w czerwcu będą celebrować dzień pojawienia się Narasinhy - czwartego zejścia - a w sierpniu Kryszna Dżanmasthami, czyli narodzenie ósmej awatary Wisznu, które jest hucznie świętowane w całym kraju, nie tylko przez wyznawców tego nurtu. 

Przygotowania do gopudży, czyli adoracji krowy - symbolizującej w hinduizmie matkę - zwyczaju zapoczątkowanego przez Krysznę, syna naczelnika plemienia pasterzy uznawanego za zstąpienie, a czasem źródło Wisznu (Wryndawan, stan Uttar Pradeś)  

Na koniec kilka uwag o odmierzaniu czasu i nie mam tu na myśli słynnego hinduskiego spóźniania się. Tradycyjny, jak i urzędowy indyjski kalendarz oparty jest na systemie lunarnym. Stosują go tylko niektóre instytucje, ale jest on obecny we wszystkich ustawach. Opiera się on na 12 miesiącach i 14 dniach, rozpoczynając się 22 marca. Obecna Era Śaka liczona jest zaś od 78 r. n. e. w nawiązaniu do daty militarnego sukcesu. Ten właśnie kalendarz wyznacza daty religijnych obchodów, których jest bardzo wiele ze względu na liczbę wyznań oraz nurtów w obrębie samego hinduizmu. Brany jest pod uwagę także przy obliczeniach astrologicznych, które potrzebne są w procesie wyboru małżonka przez tradycyjne rody. Również daty samskar, czyli najważniejszych ceremonii rodzinnych związanych z hinduskimi sakramentami wyznaczane są w odniesieniu do kalendarza księżycowego. Dla nas nie jest to wcale takie dziwne, gdyż wiele świąt katolickich w Polsce jest obchodzonych w dniach wyznaczonych właśnie przez kalendarz lunarny, a nie używany na co dzień w naszym kraju solarny. 

Gangadwara, czyli dosłownie 'brama Gangesu', miejsce, do którego pobożni hindusi przybywają, aby zmyć z siebie grzechy poprzez ablucje w świętej rzece. Jest to jedno z pięciu miejsc pielgrzymek w Haridwarze (Haridwar, stan Uttarakhnad)  








ICCR i życie w akademiku

Zanim przejdę do innych tematów, chciałam dodać jeszcze coś na temat zasad programu stypendialnego prowadzonego przez ICCR (Indian Council for Cultural Ralations). Informacje oczywiście mogą nie być aktualne, dotyczą jedynie moich własnych doświadczeń. Tutaj natomiast powinny znajdować się bieżące wskazówki dotyczące stypendiów: http://www.iccrindia.net/scholarshipschemes.html. ICCR nie zajmuje się jednak jedynie przyznawaniem dofinansowania dla studentów. To przede wszystkim instytucja, która wspiera życie kulturalne. Organizuje taneczne recitale, koncerty, wystawy malarskie itp. Filmowe relacje z tego typu wydarzeń można obejrzeć dzięki kanałowi prowadzonemu w serwisie Youtube: http://www.youtube.com/user/iccrindelhi. Poniżej kilkuminutowy materiał promocyjny pokazujący, czym i dlaczego zajmuje się ICCR:




Pierwsza ważna informacja to to, iż program nie obejmował zwrotu kosztów przelotu. W przeciwieństwie do programu stypendialnego oferowanego przez Kendriya Hindi Sansthan (http://khsindia.org/index.php?lang=en), z którego korzysta większość wrocławskich studentów indologii, ICCR nie kupuje biletów lotniczych dla swoich polskich stypendystów. Procedura aplikowania w tej instytucji - KHS - jest też prostsza, ale nie ma żadnego wyboru w zakresie kierunku i miejsca studiów. Mimo iż Centralny Instytut Hindi (KHS, ang. CIH) posiada dziewięć ośrodków na terenie całego kraju, stypendia przeznaczone są tylko na naukę w Agrze, a przedmiot studiów to oczywiście język hindi. Co prawda obcokrajowcy mogą podjąć studia także w innych miejscach, jednak muszą sami je sobie sfinansować lub skorzystać z innego stypendium, na przykład proponowanego przez ICCR. Poniżej film upamiętniający Złoty Jubileusz KHS (niestety narracja tylko w hindi): 



Wracając jednak do stypendiów ICCRu, pokrywa ono koszt czesnego i wszelkich opłat uniwersyteckich. Raz na semestr studenci otrzymują też parę tysięcy rupii na książki, a w każdym miesiącu przelewane jest na konto kieszonkowe - chyba 4500 Rs. - z czego po opłaceniu stołówki w akademiku (2300 Rs. za miesiąc) zostaje ponad 2 000 na własne wydatki. Na każdym piętrze znajduje się mała wspólna kuchnia z lodówką, mikrofalówką, zlewem, czajnikiem elektrycznym i  jednopalnikową kuchenką, więc na upartego można kupić garnek i samemu sobie gotować. Niestety opłata za jedzenie w stołówce jest obowiązkowa. Dodatkowo ICCR płaci za akademik lub - gdy ktoś zdecyduje się na zamieszkanie na zewnątrz - przekazuje pieniądze na wynajem w postaci ryczałtu wynoszącego  ok. 5 000 Rs. Ta kwota starcza na wynajęcie bardzo małego prostego pokoju lub złożenie się ze znajomymi na mieszkanie. W tym drugim przypadku trzeba jednak raczej jeszcze coś od siebie dołożyć. Wszystko zależy od dzielnicy i standardu. 

Szczerze mówiąc uważam w tej chwili, że to drugie  rozwiązanie jest najlepsze. Nawet, jeśli jest się zmuszonym dojeżdżać na uczelnię 40 minut metrem każdego dnia. Z drugiej strony w okolicy jest wiele osiedli mieszkaniowych, które wewnątrz wyglądają całkiem przyzwoicie. Poniżej zdjęcie z osiedla Vasant Kunj, gdzie mieszkają nasi znajomi. To co prawda południowa część miasta, z której bliżej jest do Południowego Kampusu, ale dla chcącego nic trudnego. Metro w Delhi jest szybkie i niedrogie, szczególnie, gdy wykupi się kartę. Wtedy nie trzeba za każdym razem stać w kolejce do kasy, a przejazdy są tańsze. W każdym razie w okolicach Północnego Kampusu też można znaleźć osiedla podobne do tego na zdjęciu.  

Fot. Shilpa Sharma. Źródło: http://www.sodelhi.com//images/jreviews/1261_so-delhi-vasant-kunj2-1362045069.jpg


Jednak jak już wspominałam w poprzednich postach, życie w akademiku ma swoje dobre strony. W cenie jest wifi (dość słabe), stara siłownia, klimatyzowana czytelnia, mała biblioteczka - również z filmami na płytach DVD - uroczyste obchody świąt, darmowy autobus do naszego kampusu i towarzystwo studentek z całego świata, głównie z Azji (Kazachstan, Tadżykistan, Gruzja, Afganistan, Iran, Korea, Wietnam, Tajlandia, Kambodża, Mongolia, Indonezja itd.) i Afryki, w tym większość z hinduskich rodzin mieszkających poza Indiami (Mauritius, Fidżi, Zanzibar, Bali itd.). Dziewczyny są w różnym wieku, także między 30- i 40-letnie stypendystki ICCRu, które postanowiły odmienić swoje życie lub dokształcić się iw ogóle różnej maści doktorantki.

Dlaczego w ogóle wybrałam Delhi? Ze względu na hindi, którego uczyłam się w przeszłości. Uznałam, że będzie tu lepsza sposobność, aby obcować z tym językiem niż w jakiejś innej części kraju, może bardziej urokliwej i spokojniejszej. Na uczelniach z pewnością wszędzie jest hindi, bo to niemal tak jak u nas filologia polska. Jednak tutaj nadarza się więcej okazji, aby używać tego języka na co dzień na ulicy, na przykład podczas wizyty u krawca czy sprzedawcy warzyw; w trakcie spotkań towarzyskich u znajomych Indusów, którzy po kilku głębszych świątecznych kieliszkach płynnie - niemalże nieświadomie - przechodzą z angielskiego na hindi lub skaczą pomiędzy oboma językami. Zrelaksowani zapominają, iż wśród gości znajdują się obcokrajowcy. Szczerze mówiąc to bardzo mnie to cieszy, gdyż zwykle rozmowy toczą się po angielsku, jako że tak jest najłatwiej. Są to więc nieliczne okazje pozwalające na swobodną praktykę hindi wśród przyjaciół.


W odwiedzinach w indyjskim domu (Mayapur k. Nawadwip, Bengal Zachodni)

Wieczorne spotkania towarzyskie to jedna z tych rzeczy, które staja się dość skomplikowane, gdy mieszka się w akademiki, przynajmniej takim jak mój. Teoretycznie możemy wracać o godz. 23, ale w praktyce wygląda to trochę inaczej. W trakcie kolacji, czyli między godz. 20 a 21 trzeba wpisać się w stołówce do specjalnej książki i po dokonaniu tego zostaje mało czasu, aby jechać do centrum i wrócić przed 23. Nie jest więc możliwe, aby iść do kina na wieczorny seans, a wieczorne spotkanie z przyjaciółmi trwa w takim przypadku około godziny, czyli dość krótko. Część studentek radzi sobie w takiej sytuacji podpisując się nawzajem, ale wtedy trzeba mieć zaufaną osobę w akademiku i zdecydować się na nielegalne działanie. Inna możliwość to spędzenie nocy poza murami akademika, ale to wiąże się z biurokratyczną drogą i jest regulaminowo ograniczone do kilku nocy na zewnątrz. Poza tym zmusza do znalezienia sobie zastępczego noclegu.

Jest jeszcze taka jedna atrakcja, która wynika z bycia stypendysta ICCRu, mianowicie organizują oni dla swoich beneficjentów wyjazdy objazdowe po ciekawych miejscach w Indiach. Są to tanie wycieczki, których koszt ostatecznie zwracany jest przez organizatora. Początkowa zapłata stanowi zapewne gwarancję, iż dana osoba nie zrezygnuje w ostatniej chwili z wyjazdu. Słyszałam od osób, które brały udział w tego typu wyjazdach, że warto skorzystać, bo wycieczki są naprawdę udane i pozwalają zobaczyć takie odległe zakątki Indii, jak mój wymarzony Nagaland czy Assam. Natomiast samodzielne podróże - kiedy mieszka się w akademiku - obłożone są pewnymi ograniczeniami. Jeśli chce się wyjechać, to trzeba złożyć wcześniej podanie do dyrekcji akademika. Formularz, który należy przygotować zawiera pole na zgodę instytutu na ów wyjazd. Dotyczy to jedynie wycieczek w trakcie dni zajęć, podczas ferii lub świąt wystarczy akceptacja opiekunki akademika. Nie ma tu znaczenia, czy aplikantka ma 25 lub 38 lat, pozwolenie musi zostać uzyskane. Oczywiście w praktyce nikt nie utrudnia podróżowania w czasie wolnym, trzeba jednak pamiętać o załatwieniu owych formalności.

Induska rodzina oczekująca na peronie na pociąg



Klasyczne tańce indyjskie

Dzisiejszego wieczoru postanowiłam napisać coś o tańcu indyjskim. Nie czuję się ekspertką w tej dziedzinie, ale temat jest bliski mojemu sercu, gdyż przed wieloma laty uczyłam się trochę klasycznego tańca południowoindyjskiego bharatanatjam. Moją nauczycielką była Rada Żivkovic, najbardziej znana tancerka tego stylu w Polsce. Rada zaczęła swą przygodę z tańcem w wieku 6 lat, kiedy to rozpoczęła zajęcia w szkole baletowej w Szczecinie, tańca indyjskiego uczyła się w wielu miejscach na świecie. Zaczynała u Aleksandry RomanowejHeidelbergu i Bhitiki Chaterjee w Berlinie, aby ostatecznie w Czennaj zostać uczennicą Umy Sundaram, która jest bezpośrednią spadkobierczynią spuścizny samej Rukmini Devi Arundale, wielkiej reformatorki i popularyzatorki tej sztuki. Rada jest autoryzowaną nauczycielką bharatanatjam z ramienia Kalakshetra School Dance (Czennaj) na terenie Europy (http://www.kalakshetra.net/). Kiedyś też spędziła rok tutaj, w Delhi jako studentka Shriram Bharatiya Kala Kendra School Dance (http://www.thekendra.com/). Poniżej zamieszczam krótki filmik przedstawiający działalność Rady Zivkovic i z całego serca polecam ją jako nauczycielkę, nie tylko dlatego, że ją znam, ale z powodu jej kompetencji jako nauczycielki i pedagoga.



Kolejnym powodem pisania dziś o tańcu indyjskim jest fakt, iż w zeszłym semestrze prowadziłam na kulturoznawstwie zajęcia na temat sztuk performatywnych Indii. Odwiedzali nas różni goście, specjaliści i artyści (muzycy, tancerze, nauczyciele sztuk walki). Pierwszym z nich była Agnieszka Kapelko, inna tancerka i nauczycielka bharatanatjam, założycielka wrocławskiej szkoły tańca Mayura (http://mayura.pl/). 


Wrocławska grupa taneczna Mayura z jej założycielką - Agnieszką Kapelko - w centrum

W Indiach występuje siedem tańców uznanych dziś za klasyczne: bharatanatjam, odissi, kuczipudi, mohiniattam, kathakali, kathak i manipuri. Taniec hindustański, czyli z północy kraju, to kathak, zaś manipuri pochodzi z terenów północno-wchodnich (stan Manipuri).lndyjscy teatrolodzy wyróżniają trzy rodzaje tańca: nritta (nṛtta); ,,czysty" taniec, bez narracji, nritja (nṛtya) - taneczna interpretacja, ekspresyjne odzwierciedlenie emocji wyrazem twarzy, gestami, ustawieniem stóp oraz nóg i natja (nāṭya) - taniec narracyjny” (Marlewicz 2004:5).Wszystkie klasyczne tańca w swojej teorii i praktyce odwołują się do tradycji Natjaśastry, traktatu przypisywanego mędrcowi Bharacie. Z tekstu tego pochodzi indyjska koncepcja estetyczna bazująca na pojęciach bhawy (uczucie) i rasy (nastrój, dosł. 'smak', 'sok'). Zgodnie z nią sztuka ma służyć stworzeniu odpowiedniego nastroju, tak aby widz mógł współodczuwać (zanurzyć się w bhawie) i w ten sposób partycypować w boskiej anandzie (błogości rozumianej także w chrześcijańskiej teologii jako stan uświęcony, łac. bliss).

Poniższy film przedstawia taniec odissi pochodzący ze stanu Orissa w wykonaniu prominentnej tancerki, Sujaty Mohapatry.



Tutaj zaś można podziwiać długi występ kuczipudi - styl wywodzący się ze stanu Andhra Pradeś - według choreografii słynnego małżeństwa tancerzy: Rajy i Radhy Reddy.


Trzeci film ukazuje mohiniatttam - taniec pochodzący z Kerali - w wykonaniu grupy tancerek.



Pozostając w Kerali powinniśmy zapoznać się jeszcze z kathakali, opisywanym w literaturze polskiej jako teatr. Prawdą jest zaś, iż wszystkie klasyczne tańce indyjskie są z punktu widzenia naszej nauki formami teatralnymi, ze względu na swój opisowy charakter. Tancerze poprzez ruchy ciała i gesty swych rąk opowiadają rozmaite historie, zazwyczaj przedstawiające losy bogów i bogiń. Osobom pragnącym dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego stylu, jak i mu pokrewnych, zachęcam do lektury tekstów i artykułów Krzysztofa Renika.


   
Manipuri to ostatni z wymienionych tańców, pochodzący ze stanu Manipur. W przeciwieństwie do przedstawionych powyżej nie jest on stylem południowym, lecz północnowschodnim. Region ten (Norteast India) odróżnia się kulturowo od południa (style karnatycki) i północy (style hindustańskie). Znaczące są tam wpływy sino-tybetańskie i birmańskie. Co tez można zauważyć oglądając taniec zaprezentowany poniżej.



Dwa najbardziej znane spośród klasycznych tańców indyjskich to południowoindyjskie bharatanatjam i północnoindyjski kathak. Na początek chciałabym zatem omówić pierwszy z nich. Współczesna nazwa tego stylu ma pochodzić od 4 słów: bhawa (uczucie), raga (melodia), tala (rytm), natjam (taniec dramatyczny). Jest to jeden z najbardziej znanych w świecie klasycznych tańców indyjskich. Pochodzi z Indii południowych, ze stanu Tamilnadu, którego stolicą jest Czennaj (dawny Madras). Tradycyjnie występował również w Andhra Pradeś i Karnatace (Narayan 2005:21-23).
Styl ten pierwotnie prezentowany był tylko w świątyniach, stanowiąc element adoracji bóstwa. Bharatanatjam (dawniej nazywane dasiattam) było wykonywane przez tzw. dewadasi, czyli służebnice Boga. Były to dziewczęta wychowywane przez kapłanów, które w dzieciństwie zostały ofiarowane bóstwu przez rodziców lub te, które zostały zmuszone do przyjęcia tej pozycji przez trudną sytuację życiową. Trzecią grupę stanowiły córki innych dewadasi. Dziewczęta były zaślubiane bóstwu, a ich obowiązkiem było wachlowanie boskiego wizerunku, noszenie rytualnej lampy podczas procesji, śpiewanie i tańczenie dla zadowolenia swego boskiego małżonka. Instytucja dewadasi w okresie od X do XIV w. została otoczona patronatem władców z dynastii Czola, a następnie przez Pandjów. Późniejsi sułtani panujący na Dekanie (płaskowyż położony w centralnych i południowych Indiach) także zaangażowali się we wspieranie i popularyzację dasiattam. Brytyjczycy w okresie swoich rządów w Indiach uznali tę instytucję za nieprzyzwoitą ze względu na kojarzenie jej z prostytucją świątynną i zakazali kontynuowania tego zwyczaju. Działanie to było częścią szerszego społecznego ruchu skierowanego przeciwko braminom (najwyższej klasie indyjskiego społeczeństwa indyjskiego, z której wywodzili się kapłani). Jako że dewadasi były depozytariuszkami tradycji tanecznej bharatanatjam, przekaz tej sztuki został zagrożony (ibidem).

Poniżej zamieszczam film dokumentalny mistrza Satyajita Raya (1921-1992) poświęcony postaci legendarnej tancerki bharatanatjam, Balasaraswati (1918-1984).



W latach 30. XX w. Rukmini Dewi Arundale, hinduska pochodząca z bramińskiej rodziny, zreformowała i spopularyzowała ten styl tańca. Jej występy sceniczne spotkały się z oburzeniem ze strony przedstawicieli wyższych kast (Narayana 2005:23-24). Pod wpływem wcześniejszej propagandy Brytyjczyków hindusi zaczęli źle kojarzyć tancerki bharatanatjam. Ponadto tradycyjnie uważano, iż dobrze urodzonej kobiecie nie wypada występować na scenie. Rukmini Dewi – zafascynowana baletem – została zainspirowana przez Annę Pawłową, rosyjską balerinę, do studiowania i popularyzacji rodzimej kultury tanecznej. Chcąc przywrócić bharatanatjam dobrą opinię, usunełą z tańca wszelkie ruchy bioder.

Agnieszka Kapelko

Tym, co charakterystyczne dla tańca bharatanatjam – oprócz braku ruchów bioder – to niska pozycja przyjmowana przez tancerki, czyli tzw. ardhamandi (ardhamaṅḍī). Takie ustawienie ukazywane jest już w rzeźbach pochodzących z drugiej połowy I tysiąclecia n. e. Charakteryzuje się zgiętymi kolanami, stopami złączonymi piętami, ale ustawionymi na zewnątrz, plecami wyprostowanymi w odcinku piersiowym i szyjnym. Ciało w bharatanatjam wyobrażane jest jako złożone z trójkątów. Pierwszy z nich obejmuje ramiona i talię, drugi zaś szeroko rozstawione kolana aż do złączonych pięt. Ruchy rąk są linearne, a ogólne wrażenie wywoływane przez tancerkę to powaga, a zarazem łagodność i spokój. Podstawowymi jednostkami w tym stylu tańca są adawu (kroki), które wywodzone są z karan opisanych w Natjaśastrze.
Występuje piętnaście grup adawu, w obrębie których mamy do czynienia z podgrupami. Seria adawu składa się na całość zwaną tirmaną. Tirmana zazwyczaj ukazuje wachlarz dżati, które stanowią złożone rytmiczne schematy. W tańcu bardzo ważne są ruchy rąk (hasta) i mudry (układy dłoni), za pomocą których prowadzona jest narracja (Narayan 2005:25-26).


Równie ważna jest mimika, za pomocą której artysta wyraża uczucia . 

Podstawową zasadą bharatanatjam jest, iż każdy ruch wykonany w prawą stronę musi zostać symetrycznie odwzorowany w lewą stronę. Opiera się to na wierzeniu, że prawa – męska strona określana jako tandawa (aspekt boga Śiwy) – musi być równoważona przez lewą żeńską, nazywaną lasja (aspekt bogini Parwati). Związane jest to z koncepcją Śiwy jako Ardhanareśwara, czyli bóstwa komplementarnego, którego lewa strona ciała jest kobieca, a prawa męska. To samo wyrażane jest przez biżuterię ozdabiającą głowę tancerki. Ma ona wpięte we włosy złote ozdoby w postaci księżyca (element żeński) i słońca (element męski)(ibidem).

Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bharatanatyam_male.jpg.

Występ taneczny bharatanatjam składa się z 7 części: alarippu (dosł. 'przyozdabiać kwiatami), dżatiśwaram, śabdam, warnam, padam, tillany i śloki. 
1) Pierwsza część, alarippu, stanowi wstęp polegający na złożeniu bóstwu i widowni pokłonu. Zazwyczaj towarzyszy jej recytacja sylab i akompaniament bębna. Jest swego rodzaju krótką i energiczną rozgrzewką przed właściwą częścią. 
2) Kolejna część, dżatiśwaram, stanowi kolejne wprowadzenie, tym razem melodii. Dzięki temu fragment ten staje się bogatszy od poprzedniego. Tancerka rozpoczyna go tirmaną wykonaną w szybkim tempie (w bharatanatjam wyróżniamy trzy prędkości). 
3) Partia trzecia, śabdam, stanowi pochwałę bóstwa lub króla i kończy się salutacją. W tej części dodana zostaje abhinaja, czyli gra aktorska. Mamy więc do czynienia ze stopniowym rozwojem i wzbogacaniem występu. 
4) Następnie przechodzi się do warnam, stanowiącego czwartą, główną partię występu, trwającą około godziny, w trakcie której tancerka ukazuje swój warsztat, umiejętności interpretacyjne i poczucie rytmu. Zostaje w pełni wykorzystana ekspresja twarzy i wszelkie inne środki wyrazu, jako że celem warnam jest wzbudzenie w widzach odpowiedniej bhawy (uczucia). 
5) Piąta część, czyli padam, będąca pewnego rodzaju kontynuacją i uzupełnieniem poprzedniej, jest partią wyrażającą jeszcze więcej emocji, nawiązującą do jednej z pieśni dewocyjnych, poświęconej Wisznu, Śiwie lub któremuś z ich zstąpień. Ten fragment wykonywany jest zazwyczaj w tempie średnim. 
6) Prawie na samym końcu występuje tillana, czyli część taneczna w pełni abstrakcyjna, pozbawiona znaczenia opisowego, bazująca jedynie na rytmie i melodii (tego typu taniec określa się mianem nritta, w odróżnieniu od nritji – tańca z elementami gry aktorskiej - i natji, typowego teatru). 
7) Wszystko zamykane jest przez ślokę, czyli recytację 32-sylabowej strofy modlitewnej.

Taniec bharatanatjam w wykonaniu słynnej Yamini Krishnamurti ().



Strój tancerek bharatanatjam jest bogaty i stanowi nowoczesną wersję pozszywanego sari ubieranego pomiędzy nogami (jeden z tradycyjnych sposobów drapowania sari). Kostium powinien być wykonany z jedwabiu podszytego bawełną. Zazwyczaj spotykamy się z połączeniem dwóch kontrastujących kolorów i brzegami wykończonymi złotymi pasami. Składa się z kilku elementów (4 lub 5): obcisłej bluzki z krótkimi rękawami (w przypadku kompletu czteroczęściowego bluzka charakteryzuje się ozdobnym wykończeniem okrywającym piersi), spodni, wachlarza przypinanego z przodu pomiędzy nogawkami, krótkiego półokrągłego materiału okalającego biodra i zapinanego w talii oraz materiału przewieszanego przez ramię i zakrywającego piersi (opcjonalnie)(Vaidyanathan 1996:147-148).

Mistrzyni bharatanatjam - Saroja Vaidyanathan - podczas występu dla stypendystów ICCRu (Audytorium ICCRu, Delhi)

Tancerka jest obficie przyozdobiona biżuterią. Na głowie znajdują się wspomniane już wcześniej symbole księżyca i słońca, a także ozdobny dysk. Włosy zwykle związane są w warkocz przystrojony białymi kwiatami jaśminu i pomarańczowej crossandry (kanakāmbaram, łac. Crossandra infundibuliformis), a zakończony tzw. kundżalam (na fotografii poniżej).

Agnieszka Kapelko

Uszy ozdobione są bogatymi kolczykami, na szyi znajdują się 2 wisiory, na rękach, przedramionach i kostkach bransolety, wokół talii pas, kolczyk w nosie jest opcjonalny. Wszystkie te ozdoby – z wyjątkiem bransolet na kostkach stóp - powinny być wykonane ze złota (złoto kojarzone jest z boginią fortuny – Lakszmi, dlatego ze względu na szacunek nie powinno być stosowane do ozdób używanych poniżej pasa). Na kostkach stóp znajdują się dodatkowo skórzane paski z przytwierdzonymi małymi dzwoneczkami w ilości trzydziestu lub czterdziestu. Palce stóp i dłoni barwione są na czerwono, oczy zaś podkreślane na czarno (Narayan 2005:28).

Źródło: http://ta.wikipedia.org/wiki/%E0%AE%AA%E0%AE%9F%E0%AE%BF%E0%AE%AE%E0%AE%AE%E0%AF%8D:Indian-dancer-nataraja.png.

Drugi z tańców, który chciałam przedstawić to kathak. Jest to styl tańca hindustańskiego, a więc pochodzący z północy Indii, popularny także w centralnej części kraju oraz na pewnych terenach Pakistanu. W Indiach przede wszystkim obecny w stanach: Uttar Pradeś, Bihar, Radżasthan, Madhja Pradeś, Gudżarat i Maharasztra (Narayan 2005:29). Powstał na styku kultury hinduskiej i muzułmańskiej. Nazwa wywodzi się od sanskryckiego słowa katha, czyli opowieść. Częstym tematem tańców jest miłość boskiej pary Radhy i Kryszny. Obecnie jednak spotykamy się też z tańcami nieopisowymi, które mają na celu jedynie wzbudzić odczucia estetyczne, bazując na kunszcie artysty. Tancerze wykonują często długie partie solowe, które skoncentrowane są na pracy stóp. Mikrofony w trakcie występów ustawia się na podłodze, gdyż właśnie stopami artysta wybija rytm. Wśród tancerzy spotykamy zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Często kathak wykonywany jest przez pary, choć pierwotnie zarezerwowany był jedynie dla mężczyzn z rodzin bramińskich (najwyższa klasa w tradycyjnym społeczeństwie indyjskim). Z czasem zaczął być tańczony również przez kobiety, tancerki świątynne. Nie było ich zbyt wiele i nie były one bezpośrednio powiązane z instytucją dewadasi, istniejącą w Indiach południowych. Pełniły jednak podobną rolę (Narayana 200531-21).

Tancerka kathaku Richa Jain. Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Kathak_3511900193_986f6440f6_b_retouched.jpg.

Styl ten, mający swe źródło w południowoindyjskim bharatanatjam, został zmieniony przez wpływy muzułmańskie. Przede wszystkim tańczony jest w pozycji wyprostowanej, a nie na zgiętych nogach, jak w większości stylów karnatyckich (południowoindyjskich). Jest to powrót do pierwotnego ustawienia, które ukazywane jest przez najstarsze przedstawienia. Między XII a XIX w. w kathaku występowały obie pozycje ciała, ale pod wpływem zmian w obyczajowości usunięto ustawienie ze zgiętymi kolanami (ardhamandi), wygięciami ciała na boki (tzw. tribhangi, tribha, czyli 'trójzgięcie') oraz wysoko podniesioną nogą (urdhawadżanu, ūrdhavajānu). W wieku XX – w związku ze zmianami w obyczajowości - znów wprowadzono do kathaku zakazane wcześniej pozycje, choć dominującą pozostała wertykalna. Ustawieniem wyjściowym jest pionowe ze złączonymi stopami i dłońmi złożonymi w tradycyjnym pozdrowieniu (namaste) na wysokości piersi (Narayan 2005:33-34). Podobnie jak w innych tańcach indyjskich wykorzystuje się ręce, aby za pomocą mudr opowiedzieć historię. Bardzo ważna jest mimika twarzy, która ma przekazać widzom bogatą paletę emocji. W kathaku, podobnie jak w muzyce hindustańskiej, możemy spotkać się z improwizacją, bazującą oczywiście na klasycznych, wyuczonych wcześniej ruchach ciała.

Tancerze kathaku: Sharmila Sharma i Rajendra Kumar Gangani. Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Sharmila_Sharma_et_Rajendra_Kumar_Gangani_2.jpg.

Taniec ten, początkowo związany ze sferą religii i przekazywany – podobnie jak muzyka hindustańska - w obrębie tzw. gharan (gharānā, od ghar, czyli 'dom', 'rodzina'; tutaj dom nauczyciela), których nazwy pochodziły od nazw miejscowości. Z czasem – ze względu na królewskie patronaty - ośrodkami tańca stały się dwory muzułmańskie, a dokładnie mogolskie (XVI-XVIII w.). Występy kathaku nabrały zaś charakteru rozrywki możnowładców i wykonywane były przez kurtyzany. Najsłynniejszymi szkołami były Lucknow Gharana (stan Uttar Pradeś) i Jaipur Gharana (stan Radżasthan). Jak podaje Shovana Narayan sytuacja, w której hinduski taniec religijny wykonywany był przez bramińskich kapłanów na dworach muzułmańskich prowadziła do religijnego konfliktu interesów. Tradycyjnie kathak tańczony był przed posągiem Kryszny lub Śiwy, na co nie można było pozwolić na dworach mogolskich. Kompromisem – oczywiście dość pozornym – było zastąpienie postaci hinduskich bóstw koralami ze świętych drzew tulasi (tulasī) lub rudrakszy (rudrāka), które symbolizowały wymienionych bogów (Narayan 2005:31).



Po okresie kojarzenia kathaku ze sztuką kurtyzan umilających czas możnowładcom oraz odejścia od wiktoriańskiej pruderii, będącej efektem wpływów brytyjskich, doszło do przywrócenia tańcowi indyjskiemu dobrej opinii, dostosowania go do występów typowo scenicznych, traktowanych jako forma wyższej kultury. Artystów otoczono szacunkiem jako depozytariuszy tradycyjnej sztuki narodowej o charakterze religijnym. Zawód ten nie jest jednak traktowany jako pożądany, gdyż nie wiąże się z wysoką gratyfikacją finansową.

Tancerz kathaku podczas występu dla stypendystów ICCRu (Audytorium ICCRu, Delhi)

Przechodząc do kwestii stroju, należy zauważyć, że jest on mniej sformalizowany, niż w stylach karnatyckich, a także nosi znamiona wpływów muzułmańskich. Najczęściej jest to albo długa rozkloszowana tunika/ sukienka z obcisłymi spodniami pod spodem (tzw. churidar-angarkha). Powyżej kostek zakłada się specjalne bransolety z małymi dzwoneczkami wykonanymi z brązu, których jest po sto lub dwieście na każdej nodze (zatem dużo więcej niż w przypadku tancerek bharatanatjam). Mają one sakralne znaczenia, nawiązując do dzwonka używanego przez hinduskich kapłanów podczas wykonywania religijnych ceremonii ofiarniczych. Inny charakterystyczny zestaw to szeroko marszczona lub rozszerzająca się spódnica do kostek, bluzka (często z długimi rękawami) i szal/ welon okrywający górną część ciała, czasem razem z głową (lehenga-choli). Pod spódnicą tancerki zazwyczaj noszą obcisłe spodnie z uwagi na wykonywane piruety, w trakcie których szeroka spódnica unosi się czasem dość wysoko. Istotnym elementem stroju tancerki jest też oczywiście bogata biżuteria, którą stanowi: tika, czyli wisior ozdabiająca przedziałek i czoło, duże kolczyki, krótki naszyjnik przylegający do szyi, długi łańcuch na piersi, pas-łańcuch otaczający biodra, pierścienie z kamieniami, sztywne bransoletki oraz często także kolczyk do nosa. Innym ważnym komponentem jest makijaż uwydatniający oczy, który ma podkreślić ich ekspresję oraz zabarwianie stóp i dłoni na czerwono.

Słynna tancerka kathaku Shovana Narayan. Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Shovana_Narayan.jpg.

Mężczyźni przyodziewają tradycyjne hinduskie dhoti (dhoī), stanowiące długi kawałek szerokiego materiału owinięty wokół bioder i szal (czadar, cādar) lub długą tunikę i obcisłe spodnie (czauridar-kurta, cauḍīdār-kurtā), czasem z pasem przewiązanym szalem. Na nogi również ubierają bransolety z dzwonkami, a oczy podkreślają malując czarną kadżalą (kājala). Stroje te nie są zarezerwowane tylko dla tancerzy, stanowią standardowy lokalny strój odświętny. Jedynie męski makijaż stanowi specjalny dodatek. Tak ubranych tancerzy odnaleźć można już na przedstawieniach pochodzących z okresu między III a V w. n. e. (Narayana 2005:38-39).

Tancerze z grupy Ganesha Natyalaya podczas występu dla stypendystów ICCRu (Audytorium ICCRu, Delhi)

Na podstawie:
Kothari, S., 2000, Bharata Natyam, Mumbaj: Marg Publications.
Marlewicz, H., 2004, Dramat staroindyjski w teorii i praktyce, http://www.academia.edu/1033366/Dramat_staroindyjski_w_teorii_i_praktyce, 19.05.2013.
Narayan, S., 2005, Indian classical dances, Brkshire - Elgin - New Delhi: New Dawn Press Group.
Vaidyanathan, S., 1996, Bharatanatyam. An In-depth Study, New Delhi: Ganesa Natyalaya.

Osobom zainteresowanym nieomówionymi stylami indyjskiego tańca polecam stronę: 


Wprowadzenie do bloga


Witajcie! नमस्ते!

Na wstępie chciałam zapowiedzieć, o czym będzie mój blog. Jak mówi sam tytuł, chcę opisywać swoje życie w Indiach. Chciałam jednak zaznaczyć, iż nie będzie to dziennik, lecz coś w rodzaju pamiętnika z pewną dozą fikcji literackiej. Będę opierała się na własnych doświadczeniach, zmieniając jednak pewne szczegóły, czasem nadając nowe ramy minionym wydarzeniom. Być może forma moich wpisów będzie się zmieniać, gdyż jest to mój pierwszy blog i potrzebuję znaleźć swoją własną drogę ekspresji. Nie zdecydowałam dotychczas, w jakim czasie będzie prowadzona narracja. Spróbuję zacząć od pisania w czasie teraźniejszym, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to najlepsze rozwiązanie. Myślę, że to może nadać mojemu blogowi życia, sprawić, że będzie bardziej dynamiczny i bezpośredni. 

Wystarczy chyba tych rozważań o formie i pora przejść do nakreślenia treści. Otóż w roku 2011 otrzymałam rządowe stypendium na studia w Indiach. Dofinansowanie przyznawane jest co roku wybranym aplikantom z całego świata w ramach programów realizowanych przez tzw. ICCR czyli Indian Council for Cultural Relations (http://www.iccrindia.net/). W swoim wniosku wymieniłam trzy uczelnie i dwa kierunki (sanskryt i hindi). Na pierwszym miejscu wpisałam roczne studia dyplomowe (organizowane dla absolwentów rocznych i dwuletnich studiów kończących się certyfikatem) z sanskrytu na JNU (Jawaharlal Nehru University) w Delhi. Niestety zgodnie z moimi przewidywaniami taki kurs nie został zorganizowany. Jest to uczelnia nastawiona raczej na rozwój studiów doktoranckich i postdoktoranckich, liczyłam jednak na to, iż informacje na ich stronie są nieaktualne lub władze stosownego instytutu zorganizują w ostatniej chwili tego typu kurs. Tak się nie stało, dlatego przyznano mi miejsce na roczne studia w Instytucie Sanskrytu (Department of Sanskrit) Wydziału Humanistycznego (Faculty of Arts) Uniwersytetu Delhijskiego (University of Delhi - DU).

Jaki był cel mojej podróży? Doskonalenie sanskrytu? To też, ale przede wszystkim skorzystanie z możliwości zdobycia dofinansowania na życie w Indiach. Moje podróże do Indii - fascynujące a zarazem trudne - sprawiły, że chciałam spróbować czegoś innego. Pożyć przez rok czy dwa w tym zagmatwanym kraju. Po co? Takie życiowe doświadczenie, głębsze poznanie kultury czy raczej kultur, które studiuję od kilkunastu lat, którymi zajmuję się zawodowo (naukowo i jako organizator imprez kulturalnych). Poza  tym ciągle mnie gdzieś ciągnie, nie wyobrażam sobie spędzić życia w jednym miejscu, robiąc rok po roku to samo. Część mnie jest domatorką, ale druga szybko nudzi się życiem opartym na rutynie. Ponadto nasza planeta jest tak piękna i różnorodna, zarówno pod względem przyrodniczym, jak i społeczno-kulturowym. Po prostu trzeba to wszystko zobaczyć, dotknąć, powąchać, skosztować. 


Jeśli ten wstęp zanudził część z Was, dajcie mi proszę jeszcze jedną szansę. Potraktujcie ten pierwszy wpis jak wstęp zamieszczony w powieści, który pomijany jest przez większość czytelników.